środa, 30 grudnia 2015

13. Kocham Cie


*Sarah*

Pierwsza noc. Pierwsze problemy. Jakie? Z zaśnięciem...
Pierwszego dnia zazwyczaj nie mogę normalnie spać. Przez co kolejnego dnia jestem wyczerpana. Kręcę się z boku na bok. Trwa to już dobre 2 godziny i nadal nic.
Schodzę do kuchni, po szklankę zimnej wody, jednak przebywając w pomieszczeniu coś mnie drgnęło. Czuję tutaj czyjąś obecność. W strachu szybko zapalam światło i co widzę? Michi najwyraźniej też nie może zasnąć. Wymieniamy się spojrzeniami, a ja oddycham z ulgą.
- Chcesz chyba, abym dostał zawału - Mówi mój towarzysz kiedy w końcu oddycha spokojnie.
- I wzajemnie... - Nalewam wody do szklanki, a on patrzy na każdy mój ruch - Też nie możesz spać? - Pytam zaciekawiona. Na odpowiedź długo czekać nie muszę.
- Jasnowidz? - Biorę łyk wody, a on nadal mnie bacznie obserwuje. Patrzę na niego zdziwiona, ale on chyba nic sobie z tego nie robi. - Co? - Zapytał ze zdziwieniem. Ach ten człowiek jest czasem nienormalny.
- Pstro - Upijam kolejny łyk wody - Patrzysz się na mnie jakbyś mnie z pół roku nie widział.
- Po prostu chciałbym ci coś powiedzieć - Czy ja dobrze usłyszałam? Czyżby jakaś tajemnica? Siadam na najbliższe krzesełko i czekam . - Powiem prostu z mostu, tak jest chyba najlepiej. Zakochałem się...
Patrzę na niego nie dowierzając w to co usłyszałam. Zamiast cieszyć się razem z nim, poczułam ukłucie w sercu. To nie jest przyjemne uczucie.
- Znam ją? - Zapytałam wysilając się na choć maleńki uśmiech. Nie chcę, aby coś zauważył. Moje serce płacze.
- Znasz, na pewno. Znam się z nią już bardzo długo - Nie mam zielonego pojęcia kim może być. Zna ja długo, zawsze mówił mi o jakiś nowych znajomościach, przedstawiał. Nie wiem co mam w tej chwili myśleć. Najchętniej uciekłabym teraz do pokoju i wypłakała się w poduszkę. To tylko potwierdza, że czuję do niego coś więcej.

Zakochana w przyjacielu, który marzy o innej. Ciekawa sprawa.
Od godziny leżę w łóżku, ale sen jak nie przychodził tak go nie ma. Choć po tym co usłyszałam wątpię, abym zdołała zasnąć.
Może mu wszystko powiedzieć? Raczej zły pomysł. Zniszczyłabym w ten sposób cały wyjazd.
Moja playlista w telefonie to raczej mieszanka smutnych piosenek z rapem. Nastroju mi raczej nie poprawią.
Zastanawia mnie również to, czemu powiedział mi to dopiero teraz. Czemu akurat tutaj.
Bał się?
Może myślał, że gdy się dowiem kim jest ta szczęściara będę skakać ze szczęścia i robić wszystko, aby byli razem?
Co to to nie. Najchętniej zabroniłabym jej zbliżania się do niego. Nie zgadzałabym się nawet na głupie rozmowy przez telefon.
A może by tak zrobić?
Trzeba tylko ją poznać. Będę musiała znieść ten miesiąc.
Gdyby tak pomyśleć, to teraz chyba powinnam kłaniać się przed Gregorem, za ten pomysł, aby Michi przyleciał z nami. Na myśl, że mogliby być w tej chwili razem....
Prędzej czy później się wygada.
Czuję, że będzie to szybciej niż się może wydawać.

*Michael*

Idiota. Idiota. Idiota.
Tylko takie stwierdzenie przychodzi mi do głowy. Chyba nie miałem czego mówić, albo po prostu ktoś dorzucił do wody czegoś na mega głupotę. 
Teraz weź się chłopie z tego wyplącz. Trzeba coś wymyślić. Tylko co?
Przecież nie powiem, że to zakochanie to jakaś pomyłka lub żart. 
Największy debil na świecie. 
Jednak, gdy jej to powiedziałem nie zareagowała jakoś radośnie. Zauważyłem w tych pięknych oczach smutek i rozczarowanie. Co za tym idzie, nie podobało jej się to co powiedziałem. A to może oznaczać, że coś do mnie czuje?
Hayboeck palnij ty się czasem w ten durny dekiel. 
A to za dużo mówisz, a to za dużo myślisz... 
Gdyby było to jednak prawdą to... - Zraniłem ją - mówię sam do siebie. Teraz mam co do tego wyrzuty sumienia. Nie mogłem wytrzymać? Bo po co to palnąłem.
Zawsze coś spieprzę.
Dzwonię do Stefana. Na całe szczęście u nich jest inna strefa czasowa. Inaczej wolałby wysłuchać swojego łóżka niż mnie. Z resztą jest 2 w nocy.
Odbiera już po dwóch sygnałach:

- Nareszcie dajesz jakiś znak życia! - Miłe przywitanie, ale fakt zapomniałem do niego napisać. - Co cię do mnie sprowadza. Zapewne u was jest środek nocy.
- Trochę spierdoliłem sprawę - Mówię szybko i chyba trochę za głośno.
- Możesz trochę jaśniej? - Pyta, a ja mu o wszystkim opowiadam. O dziwo zamiast kazania i lamentowania słyszę... śmiech? - No to przyjacielu wpadłeś po uszy. Musisz to jak najszybciej wyjaśnić. - Tyle to i ja wiem. Problem tylko jak?
- Jakbym wiedział, że tak mi pomożesz to bym chyba nie dzwonił
- Oj dobra. Nie obrażaj się. - Oznajmia. Mimo tego, że go w tej  chwili nie widzę, wiem że w duszy się ze mnie śmieje. Zbyt długo już go znam. - Rozmawiałem z Gregorem i mam dla ciebie pewną wiadomość. Tylko jak się wygadasz to cię uduszę.
- Dobra gadaj
- Roksana nie tak dawno rozmawiała z Sarah i ta wyznała jej, że czuje do ciebie coś więcej. - I tu przestałem go słuchać. Czyli jednak ją zraniłem moimi nieprzemyślanymi słowami. Gdybym tylko mógł cofnąć teraz czas. Wszystko potoczyłoby się inaczej. Spróbowałbym wyznać jej wszystko co czuję. - Ej! Jesteś tam? - Krzyknął, a ja ocknąłem się z zamyślenia
- Jestem. Sorry, zamyśliłem się.
- W takim razie powtórzę ci to co przed momentem tak pięknie powiedziałem. - Tym razem postaram się go wysłuchać do końca - Powiedziała to jej w tajemnicy, ale jak to już zapewne wiesz ona wszystko mówi Gregorowi. - To akurat prawda. Ich związek polega jak to mówią na ,,pełnej szczerości''. Mają małe tajemnice, ale jeśli chodzi o kogoś z bliskiego otoczenia to niestety te tajemnice wychodzą na światło dzienne. - A ten powiedział mi. - Obydwoje się zaśmialiśmy. - Teraz ja mówię to tobie więc skorzystaj z tej szansy i naprawiaj to co zniszczyłeś.
- Dzięki - Mówię szczerze - Przepraszam cię, ale teraz już chyba w końcu położę się, bo jestem strasznie zmęczony.
- Niech ci się twój aniołek przyśni - Najchętniej uderzyłbym go teraz w tą piękną twarzyczkę.
- Weź się ode mnie odczep. Odezwę się kiedy indziej
- Czołem i powodzenia

Rozłączyłem się i szybko odłożyłem telefon na szafkę przy moim łóżku.
Ten człowiek może i często mnie denerwuje, jednak niekiedy jest bardzo pożyteczny. Po powrocie do Austrii postawię mu duże piwo. Bardzo duże. Może nawet dwa.

*Tydzień później*

Mia i William bardzo dbają, aby niczego nam nie brakowało.
Organizują nam wiele wycieczek. Okazuje się, że San Diego to naprawdę piękne miasto. Chłopak naszej przyjaciółki opowiada nam bardzo dużo ciekawostek o tym mieście. Mimo iż mnie one interesowały, połowę moich myśli zajmowała tylko jedna sprawa.
Nadal nie wyznałem Sarah tego co do niej czuję. Od tamtej nocy trochę się między nami zmieniło.
Chodzi zamyślona. W jej oczach jest wielki żal, a jednego ranka nawet podejrzewałem, że płakała.
Dwukrotnie zbierałem się na wyznanie prawdy. Niestety w ostatniej chwili opuszczała mnie cała odwaga.
Dziś miało być inaczej. Właśnie tego dnia chcę wszystko wyjaśnić.

Jest dokładnie 16:34
Wychodzimy na plażę. Sarah jest dziś od samego rana wesoła. Jakby zapomniała o tamtych słowach. Może to i lepiej. Miło jest widzieć ją uśmiechniętą.
Do wyjścia namawiała mnie cały dzień. Niestety nie mogłem ulec jej urokowi. Poza tym zniszczył bym jej nastrój.
Droga nie jest długa. Mija nam w naprawdę świetnej atmosferze. W końcu jej  oczy tryskają radością, czego brakowało przez cały poprzedni tydzień.

- Chodź ze mną - Mówi moja towarzyszka, ciągnąc mnie za rękę. Ona kocha wodę nic też dziwnego, że od razu ją tam ciągnie.
- A kto przypilnuje tych wszystkich rzeczy? - Pytam, a na jej twarzy pojawia się zaskoczenie
- Od kiedy ty się tym przejmujesz? Proszę - Puszcza mi oczko, na co reaguję śmiechem. Kręcę głową i idę z nią.

Ta dziewczyna tryska dziś energią jak nigdy. Ten wyjazd to prawdopodobnie najlepszy pomysł na świecie.
Woda działa na nią pobudzająco.
Po godzinnych wygłupach wracamy, gdyż teraz naszej gwieździe zachciało się opalać. Na to zgodziłem się bez mniejszych sprzeciwów. Chciałem skorzystać z tych wakacji i trochę, a nawet bardziej niż trochę opalić moją skórę.
Śmiejemy się. Wygłupiamy tak jak za dawnych czasów. Wiele osób na plaży patrzy się na nas jak na dwójkę dzieci. W ogóle się tym nie przejmujemy. Jesteśmy przecież sobą. Tacy jesteśmy i nic oraz nikt tego nie zmieni.
Niestety to co dobre szybko się kończy. Udaliśmy się w drogę powrotną do ,,naszego''  domu.
Ten dzień zdecydowanie będzie należał do najlepszych, odkąd tutaj jesteśmy. Kto wie, może zakończy się jeszcze lepiej.
Wpadamy na posesję jak burza. Od razu przebieramy się w suche ubrania. Te mokre wieszamy na tarasie.
Szybko znajdujemy się w salonie, szukając jakiegoś ciekawego filmu. Sarah uwielbia dramaty więc musiałem obejrzeć to razem z nią. Powiem szczerze, że film który aktualnie oglądamy nie jest zły. Spodobał mi się. Mimo iż nie przepadam za takim gatunkiem filmowym jest naprawdę poruszający. Jego tytuł to Niemożliwe . Oczywiście robiłem za chusteczkę. Przyznam się, że ja również uroniłem jedną, aj no dobra kilka łez. Film pokazał, że nawet kiedy jest dobrze., mamy kochające osoby obok może wydarzyć się coś co zakłóci nasz spokój. Także to, że nie wiemy co może wydarzyć się w naszym życiu.

- Ejj, ktoś tu się wzruszył! - Patrzy na mnie czerwonymi od płaczu oczami. Na co odpowiadam zwykłym, szczerym uśmiechem. - Czyli jednak, mam nadzieję, że nas tutaj żadne niemiłe przygody nie spotkają. - Mówi wtulając się we mnie. Przytulam ją szczelnie, choć wiem, że jest tym zdziwiona. Chyba czas najwyższy...
- Możemy porozmawiać? - Pytam, delikatnie głaszcząc jej włosy
- Oczywiście. Z tobą mogę rozmawiać nawet w nocy - Odpowiada patrząc w moje oczy. Widać w  nich ogromną nadzieję. To dla mnie szansa. No Hayboeck nie popsuj tego.
- Pamiętasz, jak mówiłem ci tydzień temu, że się zakochałem? - Robi smutną minę. Przytakuje skinieniem głowy. Siada prosto odsuwając się ode mnie. - Chodziło mi o ciebie - Mówię i patrzę w punkt naprzeciwko mnie. Nie wierzy w to co usłyszała. W końcu odwraca wzrok w moją stronę, a na jej twarzy znów pojawia się mały, ale jednak uśmiech. - Kocham Cię


-----------------------------------------------------------
Hello!
Uwinęłam się z rozdziałem szybciej niż myślałam.  Przeczytałam to parę razy więc mam nadzieję, że żadnych błędów nie ma. Jeśli jakieś są to z góry przepraszam :( 



Następny na pewno po nowym roku :"D mam wolne do 7 stycznia, więc może do tego czasu się wyrobię :))
Szczęśliwego Nowego Roku kochani! Niech będzie lepszy od 2015. Ja bardzo na to liczę. 
Buziaki :* i do zobaczenia w nowym roku!


piątek, 18 grudnia 2015

12. Przygoda rozpoczęta


Kiedy usłyszałam, że zbliżamy się do lądowania zaczęłam budzić mojego towarzysza. Spał naprawdę słodko, aż żal mi było ten widok przerywać. Szturchnęłam go w rękę, a na reakcję długo czekać nie musiałam. Jeśli chodzi o sen, wszystko może go obudzić, jest naprawdę wrażliwy na dźwięki i ruchy. Potrafi go obudzić nawet zwykłe wyjście do toalety. 
Taka wrażliwość ma wady, ale i zalety. 
Uśmiecham się w jego stronę, widząc jego zaspaną twarz. Ciężkim sposobem, ale odwzajemnił gest. Wyglądał słodko i... śmiesznie.
Delikatnie się do niego przytulam. Wyczuwam jego zdziwienie, a na twarzy Mii pojawia się ogromny uśmiech. Puszcza mi oczko i znów pochłania się w dźwięki muzyki. Moje ciało po raz kolejny opanowuje ciepło. Przyjemne ciepło.
Kiedy ja je ostatnio czułam? Oj bardzo dawno. Ostatnio zakochana byłam... nawet sama nie pamiętam kiedy wiem tyle, że to bardzo dawno temu.
Zakochać się w przyjacielu, w dodatku najlepszym. Lepiej być nie mogło, nieprawdaż?
Z wielkim smutkiem siadam z powrotem na swoje miejsce.

Na lotnisku jest ogromny tłok. Podejrzewam, że ci wszyscy ludzie wylatują na jakieś wakacje.
Mijam uśmiechnięte od ucha do ucha rodziny i przypominam sobie, że ja również o takiej marzyłam. Chciałabym mieć taką gromadkę dzieci, kochającego męża, ale... Zawsze jest jakieś ,,ale'', najpierw muszę wyzdrowieć, a to jest okropnie ciężkie. Dzisiejszym marzeniem jest to, aby te cholerstwo dało mi w końcu spokojnie żyć. Aby zniknęło z mojego życia raz na zawsze. A jeszcze nie dawno nikomu nie chciałam o tym mówić. Człowiek i jego poglądy na pewne sprawy czasem szybko się zmieniają.

Pół godziny próbujemy się stąd wydostać, jednak nadal tkwimy w miejscu. Podobno na kogoś czekamy nie wiem tylko na kogo. Do rzeczywistości przywraca mnie piszcząca Mia, która chwilę później ląduje w ramionach jakiegoś chłopaka. Już chyba nawet wiem kim dla niej jest. Mężczyzna z jej opowieści. Na pierwszy rzut oka wydaje się naprawdę spokojny i okropnie zakochany. Skoro po nim tak to widać to zastanawiam się czy ja jestem pod tym względem bezpieczna. Uśmiecham się w stronę stojącej już obok mnie przyjaciółki, ta natomiast bierze sprawy w swoje ręce:
-Ze względu, że wy się nigdy nie odezwiecie, tak: Sarah to jest mój chłopak William - podaję mu rękę i lekko uśmiecham się - William to moja najlepsza pod słońcem przyjaciółka - odwzajemnia mój gest i jak prawdziwy dżentelmen całuje moją dłoń. Mia trafiła chyba na idealnego dla siebie faceta.
Kiedy przyjaciółka przedstawia swojego chłopaka Michaelowi miałam coraz większe chęci wyjść w końcu z tego lotniska i zobaczyć to wszystko co znajduje się na zewnątrz.  Chyba to zauważyli.
-To co, gotowa na nową przygodę? - Usłyszałam obok głos Michiego, który brał właśnie moje walizki.
-Na przygodę jestem jak najbardziej gotowa, ale co do walizek to proszę cię daj mi je. - Popatrzył na mnie i wiedziałam, że łatwo to mi ich nie odda.
-Szybko się nie dogadacie więc powiem coś ja - Głos zabrała Mia, byłam ciekawa co tak naprawdę wymyśliła - Jesteście tutaj przeze mnie więc to ja razem z Williamem weźmiemy te walizki i teraz nie zrobicie nic aby nas powstrzymać. - Oznajmiła, a ja jedynie bezwładnie rozłożyłam ręce. Nie wygramy z nią. Pozostaje nam jedynie grzecznie za nimi iść.
Szybko uderza mnie fala świeżego powietrza. Wchodzę po schodach i zatrzymuję się rozglądając dookoła. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Wiele palm i przede wszystkim ten piękny widok.
Powietrze różni się od tego z Austrii.
Uśmiecham się i grzecznie podążam za moimi towarzyszami. Widzę, że nie tylko ja jestem zachwycona tym miejscem. Michaelowi nie zgodzi z twarzy uśmiech, patrzymy na siebie i niespodziewanie wybuchamy śmiechem.
Wsiadamy do samochodu William'a. Powiem, że jego bryka nie jest taka zła. Widać, że razem z Mią dobrali się idealnie. Mają te same poczucie stylu.
Mijamy jedną ulicę po drugiej. San Diego jest wprost nieziemskie. Bardzo odbiega od mojego miejsca zamieszkania. Przez prawie całą drogę nie odzywamy się. Jedziemy w ciszy co nam naprawdę nie przeszkadza. Jest bardzo przyjemna. Mamy choć moment na odpoczynek.
Wielkie domy z ogromnymi ogrodami. Po prostu jak w najlepszym amerykańskim filmie.
Uśmiecham się pod nosem nie mogąc uwierzyć, że dzieje się to naprawdę.
-Jest mała zmiana planów -Oznajmia Mia, przerywając długą ciszę - Mieliście zamieszkać w hotelu, jednak damy wam więcej przestrzeni i ''wynajęliśmy'' wam dom. - Chyba nie za bardzo wierzę w to co usłyszałam. Dom? Dla dwójki osób? To przecież nienormalne
-My wam za to nigdy nie oddamy. Lot, a teraz dom przecież to fortuna - Zaczął Michael, ale jak najbardziej się z nim zgodzę.
-Co do lotu, to ja to wszystko wymyśliłam, ale jakoś się dogadamy. Natomiast domem się nie martwcie. Należy, a raczej należał on do siostry Williama, pomieszkuje on w nim na co dzień. Jest na tyle dobry, że na ten czas przeprowadza się do mnie, a tym samym cały dom jest wasz. - Oczy wyszły mi z orbit, z resztą towarzyszowi obok również. Ale, zaraz jak to należał?
-Mam tylko jedno pytanie - Większej ilości raczej nie wymówię - Jak to należał? - William zaśmiał się pod nosem i nareszcie przyłączył się do naszej rozmowy
-Po prostu po ślubie przeprowadziła się do swojego wybranka, spokojnie. - Szybko odetchnęłam z ulga. Czego ja się w ogóle spodziewałam? Do głowy przyszły mi same negatywne wyobrażenia. Już o tych pozytywnych nie pomyślałam.
Zatrzymujemy się przed pięknym białym domem. Dwupiętrowy z dużym balkonem. Wychodzę z samochodu i patrzę przed stojący przede mną budynek.
Chwile później podążam już ścieżką do drzwi. Chłopak mojej przyjaciółki otwiera je i zaprasza nas do środka. Od razu znajduję się w salonie. Jest naprawdę przytulny. Ściany są koloru czekoladowego. Część pokoju zajmuje długa szara sofa i drewniane szafeczki z książkami. Na pierwszy rzut oka widać jednak duży kominek.  Zdołałam wypowiedzieć tylko głupie ,,woow'' . Tu było naprawdę pięknie. W życiu nie spodziewałam się iż będę mogła mieszkać w takim domu. Szybko zostaliśmy oprowadzeniu po całym pomieszczeniu. Oczywiście zaklepałam pokój z balkonem. Widok z niego jest nieziemski. Mimo, że kawałek dzieli nas od oceanu to doskonale go widać.

Zaczęłam się rozpakowywać. Nie powiem, aby szło mi to szybko. Na szczęście moja szafa jest duża więc problemu z brakiem miejsca chyba nie będzie.
Moja praca trwa już dobre piętnaście minut, a efektów jakoś szczególnie nie widać. Rozpakowywanie nie należy do moich ulubionych czynności. Wszystko musi znaleźć odpowiednie miejsce. U mojej osoby jest to bardzo skomplikowane. Układam ubrania pod paroma względami. Po pierwsze muszą być równo ułożone co nie zawsze jest takie proste. Po drugie układam je od najmniej chętnie zakładanych do moich ulubionych. Ten proces jest trudny do wykonania, ale jak najbardziej realny.

*Michael*

Piękne miasto, piękne krajobrazy, piękny dom. To chyba za dużo. Za dużo dobrego jak na taki krótki okres czasu. Nadal nie mogę w to wszystko uwierzyć. Myślę, że jest to jeden wielki sen, z którego za moment się obudzę.
Po wyjściu Mii i Williama z twarzy mojej współlokatorki nie schodził uśmiech, a to chyba najważniejsze. Choć widać, że sama nie może uwierzyć w to co się teraz dzieje.
Szybko rozpakowałem swoje rzeczy. Zszedłem na dół i zdziwił mnie brak Sarah.
Czyżby nadal tkwiła przy rozpakowywaniu się? Ta dziewczyna jest nienormalna. Oczywiście pod żadnym negatywnym znaczeniu.
Pukam do jej pokoju, a na znak wchodzę do niego. Widzę dziewczynę siedzącą po środku ogromnej ilości ubrań. Śmieję się pod nosem, na co przyjaciółka mierzy mnie wrogim spojrzeniem. To jeszcze bardziej wzbudza u mnie śmiech. Tym razem jednak śmieje się ze mną. Kocham ten jej uśmiech i to chyba za bardzo.
-Może być pomógł? - Pyta już z udawaną obrazą. Ona umie szybko zmieniać twarz. I to bardzo szybko. -Głuchy? - Pyta po raz kolejny, tym razem rzuca we mnie swoją bluzką, którą zaraz grzecznie składam.
-Pasuje? -Pytanie za pytanie. Przytakuje głową śmiejąc się ze mnie. -Jak się czujesz... w tym nowym miejscu? - Czyżby to był jakiś wieczór pytań, bo w przeciągu tej chwili jest ich zdecydowanie za dużo.
-Szczerze? Uszczypnij mnie... - Wykonałem polecenie na co zareagowała syknięciem, a ja śmiechem - Nie aż tak mocno! - Powiedziała z grymasem. Chciała, więc winien się nie czuję. -Dziwnie tak trochę - Czyżbym zauważył smutek? Cudem przedostaję się do przyjaciółki i przytulam ją do siebie na co znów się uśmiecha. I o to chodziło.
-Jesteśmy tutaj razem, dlatego też zero smutków. Zrozumiano?
-Jak najbardziej szefie, a teraz przepraszam, ale jak widzisz muszę tutaj trochę ogarnąć . - Uśmiechnąłem się i wyszedłem kierując się do kuchni.
Nasza przygoda została rozpoczęta, a co za tym idzie muszę spełnić obietnicę daną Stefanowi.

-------------------------------------------------------
Witajcie :))
Długo dałam na siebie czekać, ale cóż oceny się same nie poprawią, a chcę je mieć jak najlepsze.
Poza tym znów miałam problemy zdrowotne...
O ile się nie mylę to najdłuższy z rozdziałów, jakie kiedykolwiek napisałam (tak mi się wydaje)
Opinia należy do was :*
Przede wszystkim dziękuję za te ponad 7 tyś. wyświetleń *-* Szczerze, to nie sądziłam na początku, że będzie ich aż tyle.
I ostatnie... do świąt raczej nic nie napiszę więc już z tego miejsca życzę Wam kochani Wesołych Świąt :)) 
Prezentem dla mnie będzie każdy wasz komentarz :") więc do dzieła :*
Do zobaczenia za dwa/trzy tygodnie !
Ps. Gdzie jest śnieg ja się pytam!?


sobota, 28 listopada 2015

11. Cholernie się zakochałeś


-Jeśli nie pójdziesz tam, mogę ci obiecać, że jutro nigdzie nie lecę. - Szantaż. Jednak ona wszystkie wypowiedziane słowa bierze zazwyczaj na poważnie. Nic nie odpowiadam idąc za tuż za nią. Nie śpieszy mi się, wręcz przeciwnie mógłbym iść tam jak najdłużej. Moje szczęście nie trwa długo. W zasięgu moich oczu pojawia się jego dom. Najchętniej bym uciekł, ale wolę nie ryzykować. Sarah patrzy na mnie wyczekująco. Niechętnie wchodzę na posesję i po raz ostatni patrzę na towarzyszkę błagalnymi oczami. Ona natomiast chwyta mnie za rękę i ciągnie w kierunku drzwi. Zamiast myślami kierować się w stronę tego co za chwilę się wydarzy patrzyłem na moją dłoń. Nie była samotna. Za długo już nie dam rady wszystkiego ukrywać, to jest zbyt silne.
Drzwi się otworzyły i na widok mężczyzny moja towarzyszka raptownie ścisnęła moją dłoń. Jej twarz momentalnie wyrażała ogromną złość. Patrzyła na mnie nie dowierzając. Naszą wymianę spojrzeń przerwał Adam.
-Mógłbym wiedzieć po co tutaj przyszliście? - Powiedział nie wiedząc do końca po co tutaj naprawdę jesteśmy.
-To wszystko jest sprawką Michaela? - Zapytała gestykulując dłońmi.
-Może wejdziecie? Nie będziemy rozmawiać tutaj. - Nie wchodziłbym, ale jeśli nie spełnię życzenia Sarah z wyjazdu nici. - Zapraszam
Dom jest naprawdę elegancko urządzony. Przewagą jest biel. W życiu bym nie pomyślał, że taki chłopak skusi się na biel w swoim domu. Wcześniej nie pasował do niego ten kolor i ten klimat. Zmienił się? Najwidoczniej.
Siadamy na kanapie w salonie. Sarah nie odzywa się, ani nie patrzy w moja stronę.
-Nie sądziłam, że masz złamaną rękę - Jej głos nie brzmi zbyt normalnie. Jest zarówno zmartwiony, ale i obojętny. Chwilę później do pokoju wchodzi dziewczyna. Blondynka patrzy na mnie swoimi dużymi oczami i wyczekuje aż się odezwę. Między naszą czwórką nastaje okropnie krępująca cisza. Nikt mimo, że ma wiele do powiedzenia woli siedzieć cicho. Może to czas na mnie?
-Przepraszam - Odparłem cicho, przerywając ciszę. - Przepraszam Cię Adam, że tak wybuchłem. - Przyjaciółka znów ścisnęła moją dłoń. Dobrze, że jest tu ze mną. Bez jej otuchy prędzej czy później uciekłbym stąd.
-Myślisz, że głupim ,,przepraszam'' wszystko załatwisz!? - Adam miał już coś powiedzieć, jednak głos zabrała jego narzeczona. Ona również się zmieniła. Kiedyś cicha dziewczynka, która bała się wypowiedzieć własnego zdania na dany temat. A teraz? Może i rozumiem jej zdenerwowanie, ale nie powinna wtrącać się w konwersację między mną, a jej chłopakiem. -To Adam na złamaną rękę i musiał wziąć dwa tygodnie urlopu. - W tym rzecz, biedak nie może pracować.
-Monica? Mogłabyś wyjść? Chcemy sobie wszystko na spokojnie wyjaśnić. - Kolejna rzecz, która się w nim zmieniła. Powaga. Zła kobieta wszyła z pomieszczenia. - Mam tylko jedno pytanie. Czemu tak zareagowałeś? Myślałem, że już jest wszystko okej.
Teraz się tłumacz... Co ja mam właściwie powiedzieć? Tak wyszło?
-Nie mam pojęcia... - Powiedziałem zrezygnowany i bezradnie rozłożyłem ręce. On jedynie wstaje, podchodzi do mnie i wyciąga do mojej osoby swoją dłoń. Sarah spogląda na nas w uśmiechem. Już wie co się święci. Godzimy się. Nawet w snach nie odkryłem takiego scenariuszu. Podaję mu dłoń i uśmiecham się w jego stronę po to, by za chwilę utonąć w przyjacielskim uścisku.
 Zasiedzieliśmy się, to prawda, ale musieliśmy pogadać i opowiedzieć sobie naprawdę wiele. Monica opanowała nerwy i ku mojemu zaskoczeniu przeprosiła mnie.

***

-Radzę ci się ruszyć, bo za grom nie zdążymy! - Jakie miłe powitanie. Nigdy w życiu milszego nie otrzymałem. Może i zaspałem trochę, ale to jest w tym trochę winy mojej przyjaciółki. Zachciało jej się wyprawy do kawiarki. Mimo później godziny żadne moje sprzeciwy nie zadziałały.
Tak, dziś wylatujemy. Co prawda do lotu zostało pół dnia.
Dziewczyny biegały od pokoju do pokoju, a ja przyglądałem się temu z uśmieszkiem. Chciałem im pomóc, chociaż nie zauważały mnie więc nie widziałem potrzeby.
Skoro nie jestem im potrzebny to może gdzieś uciec na godzinkę?
Nie, nie będę taki. Zaczęło by się wtedy lamentowanie, że uciekam. Dziewczyny szybko mnie dorwały i z leniuchowania nici.
We trójkę szło nam naprawdę ekspresowo. Choć nie mogłem zbytnio skupić się na jednej rzeczy. Próbowałem odbiegać od innych, niepotrzebnych w tej chwili spraw, zostawiając je na inną porę tego dnia.
Nim się nie obejrzeliśmy wszystkie walizki bezpiecznie leżały w samochodzie.
-Teraz została tylko jedna sprawa do omówienia. - Oznajmiła Mia, patrząc w moją stronę. - Pokój chcecie mieć razem czy oddzielnie? - Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Tak samo zareagowała druga z przyjaciółek. -Czyli razem? - Po raz kolejny zapytała Mia, tym razem ze śmiechem. -Dobra po co ja się w ogóle o to pytam. Wy przecież nierozłączni jesteście.
 -Do łazienki razem jeszcze nie chodzimy! - Sarah od razu ze śmiechem odpowiada na słowa wypowiedziane przez przyjaciółkę. - I może już jedźmy, lepiej być wcześniej niż później.
Najpierw jednak pożegnaliśmy się ze swoimi rodzinami. Na moją osobę spoczęła opieka nad przyjaciółką.
Pojechaliśmy dosyć szybko. Jak się okazało o idealnej porze. Przeszliśmy wszystkie etapy i mogliśmy bez żadnych kłopotów udać się na pokład samolotu. Moje miejsce padło na te przy oknie. W środku usiadła Sarah, a na samym początku kolejna z towarzyszek.
Dziewczyny słuchały muzyki, a moja osoba mogła zając się w końcu sprawami, które od dłuższego czasu zasypywały moją głowę.
Obietnica dana Stefanowi musi zostać dotrzymana. Nie poddam się łatwo, chociażby dlatego, że nie mogę wytrzymać bez tej dziewczyny ani chwili. Siedzi z mojej głowie, śni się po nocach.
Zakochałeś się stary, cholernie się zakochałeś.
Zdaję sobie z tego sprawę. Kiedy nie wiedziałem co dzieje się z Sarah, przeżywałem naprawdę ciężkie tygodnie. Już wtedy czułem do niej coś więcej. Był okres z moim życiu kiedy próbowałem sobie wmówić, że to tylko wymysł tej pieprzonej wyobraźni.
Okazało się, że tak wybrało serce.
Może tak miało być? Cierpimy oboje? Jedno z nas jest chore w dosłownym znaczeniu, drugie cierpi z miłości.
Jedno nas różni, ja mogę o wszystkim powiedzieć i wszystko może zakończyć się happy endem. Jej choroba słowami nie zniknie.

---------------------------------------------------

Na początku przepraszam, że krótko i jest tak jak jest, czyli nudno.
Jest to spowodowane małym brakiem weny, ale też tym, że ostatnio miałam małe problemy ze swoją psychiką. Szczera rozmowa z pewną osobą, trochę pomogła i wzięłam się w garść. Opinia jak zawsze należy do was :) 
A jeśli znajdziecie błędy i inne to proszę was o zrozumienie, ale ostatnimi czasy walczę z katarem :( od czego moje oczy czasem nie zwracają na nie uwagi. 
Proszę was również o komentowanie tych moim wypocin :D To w mniejszym stopniu podnosi mnie na duchu :)
Do zobaczenia :)) 
Ps. Sezon rozpoczęty! Dzisiejsze jak i wczorajsze Kuusamo do najlepszych należeć nie mogło :(

sobota, 14 listopada 2015

10. Czy ty zwariowałeś?!


Do wyjazdu zostało już naprawdę niewiele czasu. Raptem 2 dni. Ja jak zwykle załatwiam wszystko na ostatnią chwilę. Minusem tego jest to iż jestem okropnie zabiegana i nie mam czasu dla przyjaciół. Chociaż przyzwyczaili się do tego, iż przed każdym wyjazdem lepiej nie wchodzić mi w drogę. Takie starcie mogłoby skończyć się nieprzyjemnie. Wszystkie potrzebne rzeczy znajdowały się obecnie na moim łóżku, czekając na Gregora, który w końcu raczy przywieźć walizkę. Trochę tego jest, ale na miesiąc w USA trzeba się jakoś zapakować. Co chwila przypominałam sobie o innych przedmiotach. Po krótkim czasie moje królestwo znikło. Zostało zasypane przez moje ,,klamoty''.
Niech on lepiej się pośpieszy z tą walizką. Jeszcze trochę i mój pokój również zniknie.
Ciszę przerwał dzwonek do drzwi. Podejrzewałam kogo mam spodziewać się po drugiej stronie.
Trzy głębokie wdechy, może dzięki temu nie wybuchnę. Otwieram i nie widzę nikogo, prócz walizki z przyczepioną do niej karteczką. Od razu chwyciłam ją do ręki.

Bardzo dobrze Cię znam siostrzyczko.
Dlatego nie przeszkadzam.
Zadzwoń kiedy skończysz.
Gregor

Mądry człowiek. Od zawsze tak uważałam. Ta moja szczerość. Ogromna walizka towarzyszy mi w drodze do mojego pokoju. Ekspresowo biorę się za składanie ubrań i wkładanie ich do walizki. Bagaż szybko się napełnia. Nim się nie obejrzę jest już pełny, natomiast moje łóżko nadal zagracone jest przez ubrania.
-I co ja teraz skombinuję? - Powiedziałam sama do siebie. Nie przypuszczałam iż będę zdolna do potrzeby drugiej walizki. -Wiem! - Krzyknęłam przypominając sobie o moim zakupie sprzed dobrych 10 lat. Szybkim krokiem udałam się na strych, dawno nie wchodziłam do tego pomieszczenia.  Roiło się tam od kurzu. Nie było to często odwiedzane miejsce przez domowników. Tak naprawdę byłam tutaj dobre trzy razy. Zapaliłam światło i moim oczom ukazały się  przedmioty z dzieciństwa. Wielka skrzynia zabawek. Mój ukochany koń na biegunach. Podeszłam bliżej i wszystko zrobiło się maleńkie. Dłonią przetarłam kurz i znów powrócił kolor, który kilkanaście lat temu widywałam w swoim pokoju. Czas okropnie szybko przemija, nieprawdaż? Jako dziecko zawsze byliśmy uśmiechnięci, nie mieliśmy żadnych problemów. Marzyliśmy o dorosłości, jednak kiedy się ją osiągnie marzy się tylko o jednym. O byciu znów dzieckiem. Jest oczywiście grupa ludzi, którzy o dzieciństwie chcieliby zapomnieć. Ja należę do tej pierwszej. Jestem chodzącą niewiadomą. Nie mam pojęcia, kiedy nadejdzie na mnie czas. Łapię chwilę, jakby była tą ostatnią. Jest to kolejny powód, dla którego zgodziłam się na ten wyjazd. Zupełnie zapomniałam o tym po co w ogóle tu przyszłam. Duża czarna waliza stoi spokojnie w koncie strychu. Tak dokładniej to nie jest ona czarna, pod wpływem zaniedbania zrobiła się szara. Biorę do ręki szmatkę i od razu próbuję pozbyć się znajdującego na niej brudu. Można powiedzieć, że się udało. Ostatni raz odwracam się w stronę zabawek i wychodzę z pomieszczenia.
To być może powód, dla którego tutaj nie przychodzę? Wiele wspomnień powróciło, a należę do osób, które na wspomnienia bardzo szybko, zawzięcie reaguje. Ponownie biorę się za odkurzenie walizki. Zajmuje mi to chwilę, po czym wracam do pokoju i kontynuuję pakowanie. Tym razem w sukcesem.
Mam ochotę znów udać się do pomieszczenia pełnego wspomnień. Moje zamiary przerywa dzwoniący telefon. Ktoś ma super wyczucia. Spoglądam na wyświetlacz i widzę widniejący napis -Michi dzwoni-
-Hej, co jest? - Odbieram i witam się, na odpowiedź nie muszę długo czekać.
-Cześć... - Odpowiada dziwnym głosem, już wiem, że coś musiało się stać. Intuicja tak mi podpowiada. - Jesteś teraz zajęta? - Pyta.
-Właśnie jestem wolna - Odpowiadam zgonie z prawdą. Serce biło mocniej. Dawało mi do zrozumienia, że jednak coś naprawdę się stało. Ono wie najlepiej. - Coś się stało? - Tym razem ja pytam
-Czy ty zawsze musisz wszystko wiedzieć? - Próbował to pytanie przemienić w żart, jednak mi nie było do śmiechu.
-Powiesz mi w końcu o co chodzi? - Niemal krzyknęłam.
-Dobra, tylko się nie denerwuj - Zobaczymy jak z tym będzie. Jak dalej ma tak obijać w bawełnę to niczego nie obiecuję. -... Spotkałem Adama, tego ,,zazdrośnika'' i troszkę się poturbowaliśmy. - Adam i wszystko jasne. Nienawidzą się z Michim... Jeszcze kiedyś byli przyjaciółmi. Do czasu... -Mogłabyś po mnie przyjechać do szpitala?
Jak bym mogła mu odmówić? Przecież to mój przyjaciel. Najlepszy. Po otrzymaniu przez niego adresu, szybko się zebrałam i wsiadłam do samochodu. Jadąc myślałam, jak mogło dojść do ich spotkania. Unikali się jak ognia. Adam nawet wyjechał z miasta. I pewnego dnia widują się i wszystko kończy się szpitalem? Po prostu dzieci. Nawet gorzej.
Ich przyjaźń trwała dobre 3 lata. Nierozłączni można było tak powiedzieć. Miłość, zmieniła wszystko. Michi się zakochał, a Adam perfidnie ,,odebrał'' mu dziewczynę.
Parkując przed szpitalem zamknęłam etap wspomnień. Wyszłam z samochodu i wbiegłam do wnętrza szpitalu. Widzę go siedzącego na szpitalnym krześle. Na głowie ma naklejony jeden plaster poza tym chyba już nic. Zauważa mnie i wstaje, a ja podbiegam do niego i rzucam mu się na szyję. Tak cholernie bałam się, że stało się coś gorszego. Moje serce biło jak oszalałe, natomiast całe ciało ogarnęło niespodziewane gorąco. Odczuwałam je w towarzystwie Michiego coraz częściej. Zastanawiałam się nad tym parę razy. Wniosek tego zachowania odsuwałam na dalszy plan, gdyż sama nie mogłam w to uwierzyć. Ze spotkania na spotkanie jest coraz gorzej. Tym samym trzeba zdać sobie parę faktów. Zostawiam je na później, widząc iż macha mi dłonią przed oczami.
Patrzę na niego z pytajnikami w oczach na co ten wybucha śmiechem.
-Nie słuchałaś mnie prawda? - Jego uśmiech jest bardzo zaraźliwy.
-Wolisz szczerość, czy mam w tej sytuacji kłamać? - Szeroko się uśmiecham, zadając to pytanie.
-Jednak postawie na szczerość. - Odpowiedział na moje pytanie, czekając na moją odpowiedź.
-Skoro tak - Zmieniam raptownie twarz na poważną. -Nie, nie słuchałam cię.
-Tak jak przypuszczałem. Opowiem ci wszystko potem, ale proszę jedźmy już nie chcę się z nim znów spotkać. - Mówi błagającym głosem. Ciężko odmówić, kiwam twierdząco głową i ruszamy w stronę wyjścia.
Wsiadamy do samochodu i udajemy się w drogę powrotną. Czas mija w ciszy, która ani trochę nam nie przeszkadza. Każdy jest w swoim świecie. Mnie nadal zastanawia to, co było powodem ich przepychanki. Grunt, że nic poważnego się nie stało. Michiemu nic, ale pozostaje jeszcze Adam. Może gdybym się wtedy nie zawiesiła znałabym prawdę. Nie wiem, bowiem co powiedział. Dojechaliśmy do mojego domu rekordowo szybko.
-Nie będę przeszkadzał? Jest już późno i...
-Oj cicho bądź - Od razu mu przerwałam. Odwraca się od wytłumaczeń, ale ze mną tak łatwo nie wygra. I posłuchał się, grzecznie wszedł go środka. Przywitaliśmy się z moimi rodzicami i od razu poszliśmy do mojego pokoju.
Czekałam, aż powie mi co się tak w ogóle stało. Patrzył na mnie dziwnym wzrokiem, nie wiedząc o co mi chodzi.
-Nie patrz się tak na mnie - Powiedział ze zmieszaną miną. Za nic nie wiedział czego od niego oczekuję.
-O co poszło ci z Adamem i co on w ogóle tutaj robi? - Zapytałam wprost. Słysząc to imię na jego twarzy pojawił się ogromny grymas.
-Naprawdę chcesz wiedzieć? - Nie chciał mi tego powiedzieć, ja jednak chcę wiedzieć co skłoniło go do takiej reakcji.
-Mhm, nie wywiniesz się
-Przyjechał... - Małymi kroczkami chyba powinniśmy dojść do wytłumaczenia. Mamy dużo czasu. - Przeprosić, ale to nie wszystko. - Nie powiem, że mnie to nie zszokowało, bo zszokowało. Adam nigdy nie był typem osoby, która przeprasza za swoje zachowanie. -I wręczył mi zaproszenie na ich ślub. I wtedy mnie poniosło.
-Czy ty zwariowałeś?! - Krzyknęłam. -Pobiłeś go tylko dlatego, że wręczył ci zaproszenie na ich ślub?! - Zwariował
-Poniosło mnie!
-Dobra, spokojnie. - Próbowałam nas uspokoić. -Przeprosiłeś go chociaż?
-Nie i nie mam zamiaru. - Odpowiedział stanowczo, ja jednak wiedziałam już co trzeba zrobić.

*
-Ja nigdzie nie idę! Sama sobie idź! - Mówił stanowczo, ja jednak postawiłam na swoim. Zaciągnę go tam nawet siłą. 
-O niee, mój drogi. On cię przeprosił teraz pora na ciebie. To ty go pobiłeś! -Ludzie na ulicy przyglądali się nam. Ja miałam to w tej chwili gdzieś. - Jeśli nie pójdziesz tam, mogę ci obiecać, że jutro nigdzie nie lecę. 


---------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć wszystkim!
Miało dziś rozdziału nie być, ale ja uwielbiam stawiać na swoim i napisałam. 
Miałam zamiar przygotowywać do poniedziałkowego konkursu z geografii, ale to zeszło na dalszy plan. 
Po prostu nie miałam ochoty :D
Jestem wykończona nauką :/ 
Opinię na temat rozdziału zostawiam wam, choć mi się całkiem podoba. 
Jestem zszokowana Zamachem w Paryżu :/ #PrayforParis 
Mimo wszystko do zobaczenia :* 

sobota, 31 października 2015

9. Uczucia


-Czemu mam z wami lecieć? Myślałem, że to ma być taki damski wypad - Czuję na sobie wzrok wszystkich towarzyszy. Próbuję jeszcze coś powiedzieć jednak nie mogę wydobyć z siebie żadnego słowa.
-Michael chyba nie chcesz popsuć prezentu od Mii? Zgadzaj się i już. - Tym razem głos zabrał Stefan. Nie mam chyba zbyt dużo do gadania. Zgodzę się - polecimy, nie zgodzę się - z wyjazdu dziewczyn nici.
-No to jak? Lecimy? Ostrzegam cię... jeśli się nie zgodzisz Mia ci tego szybko nie wybaczy. -Mia mi szybko nie wybaczy? Obie będą stroić fochy. To się nazywa ,,Kobieca Solidarność''
-Macie jeszcze jakieś argumenty, dlaczego powinienem lecieć z wami? - Czekam co wymyślą, choć nie zajmuje to dużo czasu.
-Tęskniłbyś za nami, nudziłbyś się, nigdy nie byłeś w USA, martwiłbyś się o mnie. Coś jeszcze? - Trochę się tego nazbierało. Z resztą czemu by nie? Trochę się rozerwę.
Sarah cały czas czeka na moją odpowiedź, a Stefan z Mią wpatrują się w nas jakbyśmy składali jakąś przysięgę.
-No dobra, ja decyzję już podjąłem...
-Gadaj, bo ona zaraz zawału dostanie. -Gdybyś debilu się nie odzywał moja decyzja byłaby już znana.
-No to lecę z wami! - Wszyscy odetchnęli, a Sarah momentalnie ,,rzuciła'' się na mnie, nie przypuszczałem, że tak ucieszy się na moją zgodę. Nadal trwaliśmy w uścisku, a ja poczułem ogromne ciepło opanowujące całe moje ciało. Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie. Pierwszy raz w moim życiu poczułem takie ciepło i pozytywną energię. Jednak zaraz wróciłem do rzeczywistości. Dziewczyny musiały pozałatwiać jakieś sprawy, więc pożegnaliśmy się i wyszły, a mi zostało pilnowanie domu i czekanie na ich powrót.

-Sorry, ale nie mogę na to wszystko patrzeć. Myślisz, że tego co było przed momentem nie wiedzieliśmy? Gdyby nie Mia i ich sprawy to nigdy byście się od siebie nie odkleili... - Wtrącił Stefan, przerywając z sekundy na sekundę coraz bardziej przedłużającą się i niezręczną ciszę.
-Co? O czym ty mówisz? -Zapytałem
-Widziałem jak szklą ci się oczy jak na nią patrzysz stary. Tego nie da się ukryć. -Mówi tak, bo jako jedyny wie co czuję do Sarah. Zapewne gdyby się o tym nie dowiedział, nic takiego by nie mówił. A gdyby to wszystko byłoby aż tak bardzo widoczne? Moje zastanowienia przetrwał Stefan, przynosząc gorący kubek z kisielem.
-Wiesz co zawsze poprawia mi nastrój. -oznajmiłem szczerze z uśmiechem na twarzy. -Zdaję sobie sprawę... -przerwałem, popatrzyłem na Stefana i wydawało mi się, że już wie co chcę powiedzieć- ...że... nie dam rady... tego dłużej ukrywać - wyraz twarzy towarzysza jednogłośnie wskazywał słowa ,,a nie mówiłem'' . Nie wypowiada ich jednak. Poklepał mnie tylko po plecach.
-Powiedz. Zrób to jak najszybciej... -Usiadł obok mnie, próbując wesprzeć. Każdemu życzę takiego przyjaciela. Może i są różne momenty, ale to jednak przyjaciel. Przyjaciele zawsze powinni się wspierać. Są wtedy gdy ich potrzebujemy. I tak jest w tej chwili.
-Boję się tylko jednego...- I w tym momencie przerwałem. Muszę zastanowić się co powiedzieć. Chcę spleść miliony słów w kilka prostych zdań. -tego, że... stracę ją... po raz drugi. -Wyjąkałem. Nie dziwię się. Ciężko wypowiadać takie słowa.
-Za to mi wydaje się, ze twoje uczucia są odwzajemniane. -Czyżby? Ile w tym prawdy? Uczucia są naprawdę ciężkie do rozpoznania.
-Co, ty jakiś jasnowidz jesteś?
-A ty głupi? Mam ci to napisać wielkimi literami? - Jego ton głosu nie był zbytnio łagodny, wyczuwało się minimalną złość.
-Dobra, zmieńmy może teraz, co? - Szczerze? Miałem już dość tego tematu. Stefan wyciąga ze mnie wszystko co możliwe. Przez to czuję się nieswojo.
-Dobra stary, ale musisz mi coś obiecać. - Nagle zachciało mu się obietnic. Ciekawe co tym razem wymyślił. Czasem zaczynam się go bać, ale cóż, nie zmienię tego. Jest jaki jest.
-Jak powiesz co to może się zastanowię. -Odparłem z uśmiechem.
-Obiecaj mi, że nie będziesz ukrywał swoich uczuć, tyle jesteś mi chyba w stanie obiecać? -Ten człowiek zaskakuje mnie na każdym kroku. Wiem, że chce dobrze i bardzo jestem mu za to wdzięczny lecz czasem sam wiem co jest dla mnie dobre,
-Dobra niech ci będzie. - Nie chcę żadnych niepotrzebnych kłótni. Najwyżej potem się coś wymyśli. Nie musi wszystkiego wiedzieć.
-No i o to mi chodziło. - Odetchnął z ulgą, a uśmiech nie schodził z jego twarzy ani na moment.

*Dziewczyny*
-Mam nadzieję, że mój dom pozostanie w takim samym stanie co przed naszym wyjściem. - Co prawda, ufam chłopakom, ale po nich wszystkiego można się spodziewać. Spacerujemy po mieście już od ponad godziny,  zakupy i inne sprawy. -Czekaj, a która jest tak poza tym godzina? 
-Moment... -I zaczęły się poszukiwania. Torebka to wielka jedna dziura, w której ciężko cokolwiek znaleźć, lub miała tak tylko Mia. - Za kwadrans wybije osiemnasta. Śpieszy ci się gdzieś?
-Niedługo mam spotkanie z moim lekarzem. Muszę go poinformować o wyjeździe. -Jej mina nie była zadowolona.
-To jeszcze go nie informowałaś? - Patrzyła na mnie bardzo intensywnie. 
-Nie byłam pewna tego wyjazdu, a nie chciałam robić zamieszania. Spokojnie. - Uśmiechnęłam się do niej, ona tylko pokręciła głową. -Choć, bo się jeszcze spóźnimy, a ja sama na tym świecie nie jestem. 
Droga nie zajęła nam zbyt długo. Nie mam ze szpitalem najlepszych wspomnień, dlatego też jakbym mogła to w ogóle bym tu nie przychodziła. Syreny karetek, ludzie spacerujący po szpitalnym placu. Widywałam to codziennie. Szybko uporałyśmy się ze schodami i weszłyśmy do środka.
Od razu w moje oczy rzucił się biel, a nos zmarszczył się wyczuwając ten specyficzny zapach. Dawno go nie odczuwałam. Przedtem się do niego przyczaiłam. 
Mia co chwila zerka w moją stronę. Łapie mnie za rękę i dodaje otuchy. Szybko znajdujemy się przed gabinetem. Czekam tylko na pojawienie się doktora.  Drzwi się otwierają, wychodzi z nich dziewczyna, a raczej nastolatka. Nie wydaje się na szczęśliwą, tylko bardziej na zagubioną w swoich myślach. Popatrzyłam na jej szybko oddalającą się sylwetkę i wstałam udając się w stronę gabinetu. Spojrzałam na Mię, która posłała mi ciepły uśmiech. Na słowo proszę weszłam do środka, a mężczyzna uśmiechnął się do mnie wstając w czarnego skórzanego fotela. 
-Witaj, co cię do mnie sprowadza? Mam nadzieję, że same dobre wiadomości. - Może początkowo nie darzyłam tego człowieka jakąś sympatią, teraz wydaje mi się bardzo ciepłą osobą. 
-Po części. - Uśmiechnęłam się do niego szczerym uśmiechem. Odwzajemnił gest. 
-Może napijesz się herbaty? - Zaproponował, ja jednak wiedziałam po co przyszłam i chciałam to jak najszybciej załatwić. 
-Nie dziękuję, ja tylko na chwilkę. - Oznajmiłam. -Poza tym ktoś na mnie czeka przed gabinetem i nie chciałabym, aby się niecierpliwił. - Dokończyłam. 
-Rozumiem, to o czym chcesz porozmawiać?
Opowiedziałam mu szybko na temat wyjazdu. Uważnie wysłuchał, a na końcu zadał kilka pytań odnośnie mojego samopoczucia, leków i przede wszystkim zdrowia. Byłam dobrej myśli wobec jego zgody. Polubiłam tego człowieka, pomimo że tak naprawdę lekarze kojarzą mi się z ogromnym cierpieniem. Zawsze uważałam, że to stworzenia bez uczuć, wysilający się na najmniejsze uśmiechy. Teraz wiem, że nie każdy taki jest. Zmieniam zdanie na ten temat. 
-Wszystko wynika, że przez najbliższy czas stan zdrowia nie zamierza się zmieniać, zgodzę się pod warunkiem iż codziennie będziesz przyjmować leki i będziesz w kontakcie z jakimś lekarzem, który będzie znał twój obecny stan. Nie można ryzykować. - Marzyłam w myślach o jego zgodzie. Udało się. Mogę bezpiecznie wyjeżdżać. Problem w tym, że muszę skontaktować się z jakimś Amerykańskim lekarzem. We trójkę damy radę.
-Dziękuję panu bardzo. - Popatrzyłam na niego z radością.
-Uważaj na siebie. Jak tylko wrócisz to daj znać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. 
-Mogę to nawet obiecać. Jeszcze raz dziękuję. - Uśmiechnięta wyszłam i od razu rzuciłam się w ramiona przyjaciółki. Wyczuła, że wszystko poszło zgodnie z planem. Cieszyłam się jak małe dziecko, a jeszcze nie tak dawno wcale nie chciałam lecieć. Teraz dotarło do mnie jaki ten pomysł wyjazdu jest super. Zażyję nowej przygody, w zupełnie innej rzeczywistości.
Wyszłyśmy ze szpitala i pośpiesznie udałyśmy się do mojego domu, liczyłam, że jest cały. Zostawić chłopaków samych w domu to nie lada wyczyn. Zawsze mogli wpaść na pomysł zabawy  kucharzy, a z ich doświadczeniem budynek mógłby pójść z dymem.
Skręciłyśmy w uliczkę i o dziwo dom stał na miejscu. Żadnych karetek, straży? Jest dobrze. Wesołe weszłyśmy do środka i zastałyśmy tam chłopaków rozstawiających coś na stole.

-Mogę wiedzieć co wy tam robicie? - Zapytała Mia z rozbawieniem z głosie.
-Taka mała niespodzianka, siadajcie. -Spojrzałam na przyjaciółkę i jednocześnie wybuchłyśmy śmiechem.
-Michael i Stefan w kuchni? Koniec świata się zbliża czy co? - Humor nam dopisywał, ale jednak widok chłopaków w fartuszkach to nie codzienny obrazek.
-Jak będziecie tak do tego podchodzić to sami to zjemy. - Całą tą sytuacją obruszył się Stefan, który od razu zareagował na nasze ,,docinki''. Oczywiście jego obraza była udawana. Nie umiał być obrażony.
-Dobra, dobra. Co tam upichciliście? - Nim się nie spostrzegłyśmy przed nami pojawiły się talerze z hamburgerami.
-Jak USA, to i jedzenie amerykańskie.
Co jak co, ale kolacja im wyszła. Chłopacy naprawdę się popisali. Nie dość, że dom cały to i pyszne jedzenie. Za oknem zrobiło się już ciemno, wszyscy się rozeszli. Nagle poczułam wibracje, wyjęłam telefon i odczytałam sms-a.


MIA
Jeśli chodzi o lekarza, to nie masz się czym martwić.
Pomyślałam już przedtem i załatwiłam ci w pobliskim szpitalu
doktora, który zna już historię twojej choroby. Możesz
spać spokojnie :-)
Dobranoc :-*



--------------------------------------------------------
                   
       Witajcie!
Nareszcie zdołałam coś napisać :)
Ostatnimi czasy mam ogromnego lenia i cierpiałam na brak weny. Aż do czasu.
Szkoła zmusza mnie do dodawania rozdziałów co 2 tygodnie lub dłużej. 
Poza tym chciałabym podziękować mojej przyjaciółce Kasi, za pomoc :) 
Ten ,,kubek z kisielem'' to tylko i wyłącznie jej pomysł, ale niech się nacieszy ^^
 Opinię zostawiam wam :)
Bardzo proszę was również o komentowanie, gdyż ogromnie to motywuje. 
Mam nadzieję, że was nie zanudzam.
Do zobaczenia :* 
PS. Jeśli widzisz jakieś błędy to pisz, przyjmuję takie wpisy w uśmiechem iż wiem, że ktoś zwraca uwagę :)


sobota, 17 października 2015

8. Decyzja


To co usłyszałam, powinno mnie zapewne ucieszyć. Dobrze mówię? Chodź zamiast natychmiastowej zgody, na moment się zawahałam. Poczułam strach, który na chwilę unieruchomił moje ciało.
USA?
Wakacje?
Może i brzmi super... ale nie w moim stanie. Nie uważałam, że aż tak bardzo mogę się czegoś bać.

* Mia *
Planowałam ten wyjazd już dłuższy czas. Niestety chyba pomysł nie wypali. Widząc jej minę, łatwo dało się odczytać jej zastanawianie się, strach. Zrozumiałam. Decyzja nie będzie należała do najłatwiejszych. Chodź nadal liczę na jej zgodę.
Chciałabym pokazać jej moje życie.
Chciałabym, aby poznała kogoś z kim jestem bardzo szczęśliwa.
Chciałabym, aby chodź na chwilkę wyrwała się od tej codzienności.
Trwaliśmy w bardzo niezręcznej ciszy. Myślałam, że trwa ona wieki. Do czasu, w którym nie odezwał się jedyny mężczyzna w naszym gronie:
-Przepraszam was, ale umówiłem się ze Stefanem. Spotkamy się potem, cześć... - ulotnił się. A ja czekałam dalej, ale z każdą kolejną minutą coraz bardziej chciałam stamtąd wyjść. Oczekiwanie na odpowiedź dłużyło się niemiłosiernie. Patrząc na nią miałam coraz większe wyrzuty sumienia, że to zaproponowałam.
-Naprawdę nie wiem co powiedzieć - te słowa były tak niespodziewane, podskoczyłam wystraszona, a ona tylko się zaśmiała.
-Nie musisz odpowiadać mi teraz. Poczekam. - odpowiedziałam, ale moja mina nadal wyrażała przestraszenie, czym chodź trochę rozśmieszyłam Sarah. Tyle chociaż dobrego.
-Przepraszam, że znowu się ,,zawiesiłam'' - powiedziała do mnie, zabawnie zaznaczając ostatnie słowo. Wyciągnęłam telefon, włączyłam, a gdy zobaczyłam godzinę, ekspresowo wstałam.
-Tym razem to ja przepraszam, ale na śmierć zapomniałam o spotkaniu z bratem... -
- Nie tłumacz się tylko leć, bo się jeszcze spóźnisz. - pożegnałyśmy się, a ja biegiem udałam się w wyznaczone miejsce. Minęło naprawdę wiele lat, ale nie zapomniałam żadnej uliczki znajdującej się w tym mieście. Z każdą mijaną przypominały mi się pewne wydarzenia. Wiele wspomnień. Chyba nigdy nie wyrzucę ich ze swojej pamięci. Na jednej byłam pocieszana, na drugiej wpadłam na chłopaka, który bardzo zawrócił w mojej głowie. Wchodząc do kawiarenki od razu zauważam mojego brata. Wymieniamy się szczerymi uśmiechami i już toniemy z braterskim uścisku.

*Sarah*

Zadzwoniłam do Gregora, który jak zawsze zgodził się przyjść i porozmawiać. Miałam nadzieję, że pomoże mi chodź minimalnie podjąć decyzję. 
Gdyby nie ta cholerna choroba...
Słyszę dzwonek do drzwi. Szybkim krokiem schodzę po schodach i delikatnie otwieram drzwi. 
-Tak jak mówiłem. Jestem, i hej. - zapraszam go do środka 
-Nie sądziłam, że dasz radę wpaść tak szybko. 
-Dawno się nie widzieliśmy. Do tego nie miałem co robić więc od razu po twoim telefonie przebrałem się i przyjechałem. -oznajmił z uśmiechem na twarzy. Miło z jego strony. 
-A Roksana? 
-Wyjechała wczoraj na jakieś szkolenie. Przez tydzień nie będzie jej w domu. Ale zdaje mi się, że mieliśmy o czymś rozmawiać? -wyraz jego twarzy tym razem spoważniał. 
-No właśnie.... Napijesz się czegoś? -podstawowe pytanie w moim wykonaniu
-Może wody, tyle mi wystarczy. -powiedział z uśmiechem, a ja udałam się po szklankę z wodą. No to chyba czas najwyższy porozmawiać. Stawiam szklankę przed moim gościem, i siadam naprzeciwko niego. 
-Więc... o czym chciałaś ze mną porozmawiać? -zapytał z nutką ciekawości. Zaczęłam od początku, od przyjazdu Mii, który był dla mnie wielką uciechą. Kończąc na propozycji którą mi zadała. Widziałam jak intensywnie myśli. Zrozumiał moje obawy, a raczej tak mi się wydawało. Jeszcze chwilę siedzieliśmy w cichy, nie była ona ani trochę uciążliwa. 
-Hmm... moje zdanie nie musi oczywiście wpływać na twoją decyzję... -zaczął- ale ja bym pojechał. Nie wiem jak by się to wszystko skończyło, ale poczuł bym trochę innego życia. Ale może zacznijmy od pytania, czy chciałabyś tam pojechać? 
-Gdyby nie te wszystkie obawy już dawno podjęłabym decyzję. -szczera odpowiedź z mojej strony, nie wiem kto by na moim miejscu odmówił takiej podróży. 
-Pojechałabyś tylko ty i Mia? -kolejne pytanie, tym razem machnęłam twierdząco głową. -A Michi? -ten człowiek lubi chyba pytać, ale tym byłam nawet ja zaciekawiona. Co z Michaelem? 
-Wydaje mi się, że gdyby Michael też był z wami, prędzej byś podjęła decyzję. Nie byłabyś sama w zapoznawaniu się z nowym miejscem, a do tego to jednak mężczyzna i mój dobry kumpel. - Gregor zawsze pomaga.  Mi tym zdaniem bynajmniej pomógł. Po pierwsze nie zostawiłabym Michaela tutaj samego, a po drugie przy nim na pewno czułabym się pewniej. -A teraz to ja mam co ciebie trochę inne pytanie?
-Znowu pytanie? Dawaj - powiedziałam ze śmiechem, pytanie z innej beczki? 
-Tylko mnie nie bij. Okey?
-Dobra lepiej zadawaj to pytanie.
-Czy między tobą, a Michim... jest no... coś więcej? -Woo, tego to ja bym się nigdy nie spodziewała. Skąd on wytrzasnął to pytanie? Moje pytajniki w oczach chyba dały o sobie znać, bo przypuszczałam iż Gregor próbuje jeszcze coś dodać. Podejrzenia się spełniły -Strasznie dużo czasu spędzacie ze sobą, i widzę, że to nie jest ta sama znajomość niż kilka miesięcy temu. Widzę jak na siebie patrzycie, nie umiecie przeżyć dnia bez siebie. I ta sytuacja w szpitalu ...
-Skąd wiesz o tej sytuacji? -słysząc to natychmiastowo mu przerwałam. 
-Tamtego dnia, Roksana chodziła cały czas jakaś zamyślona i...
-I co? Wygadała się?
-No tak jakby. Powiedziałem jej, że lepiej będzie jak mi powie i tak wyszło.
Może nie jestem zadowolona, że mu to powiedziała, ale też mogę zrozumieć iż ciężko było jej to przed nim ukrywać. Mieszkają w jednym domu, a musiała ukrywać coś to wydarzyło się u mnie i o czym ona wiedziała. -Mam nadzieję, że nie masz jej tego strasznie za złe? -dopowiedział z ogromnym smutkiem.
-Nawet tak nie myśl. Dobrze, że ci powiedziała. Pokazuje to, że jest z tobą szczera. 
-To ja może już pójdę. 
-Jak uważasz. Dziękuję za pomoc.

*Michael*

-Chłopie! Powiesz jej w końcu czy ja mam jej to powiedzieć?- Stefan chyba nigdy nie da za wygraną, ciągnie temat od początku. 
-Ile razy mam ci mówić, że jest dobrze tak jak jest?
-Czyli jak? Wmawianie sobie, że jest inaczej od rzeczywistości. To nie działa w tą stronę. - mogę zrozumieć, że przyjaciel chce dla mnie jak najlepiej, ale sam wiem co chcę. Powinien chyba to zrozumieć. 
-Możemy zakończyć w końcu ten temat? -pomału mnie już to denerwowało, w kółko tylko jeden temat. Nic więcej. 
-Nie rozumiesz, że oszukiwanie samego siebie nie jest najlepszym wyjściem ... 
-Ale to ja o tym wszystkim decyduję. To ja zdecyduję czy powiem o tym czy nie. 
-Tylko jak przyjdzie do pretensji to nie miej ich do mnie.
-Obiecuję - odpowiedziałem mu z uśmiechem na twarzy. W końcu udało mi się zakończyć ten temat, który ciążył nade mną już bardzo długi czas. Stefan nie dawał za wygraną i ciągle do niego powracał. Teraz mam nadzieję, że zamknęliśmy go na dłuższy okres czasu. 
-I co tam w ogóle u niej? -zapytał po chwilowej ciszy między nami. 
-Prawdopodobnie poleci z Mią do USA -mój towarzysz nie okazywał, że jest w szoku. Jego mina wyrażała milion słów.
-A ty? Lecisz z nimi?
-Nie. Ja zostaję 
-Niby dlaczego? - znów nie dawał za wygraną. Gdybym wiedział, że tak będzie wyglądać nasza rozmowa, wymyśliłbym, że źle się czuję i nie przyszedłbym. 
-Nie czuję potrzeby aby tam lecieć. Niech pobędą razem. -tym razem uderzył się ręką w czoło. Nie rozumiałem go w tej chwili. 
-Z kim ja się przyjaźnie... -powiedział cicho, jakby sam do siebie. 
-Czasem mam ogromną ochotę cię walnąć, wiesz? - Ta moja skromna i zarazem szczera osoba. 
-Młodszych się nie bije! - wykrzyczał ze śmiechem, ja też nie mogłem się powstrzymać od uśmiechu. 
-Czasem można złamać reguły. -uśmiechy nie schodziły nam z twarzy nawet na chwilę. Dawno się razem nie śmialiśmy, zazwyczaj drążyliśmy tylko jeden temat. 
-To co robimy? Bo nie chce mi się siedzieć przed telewizorem -już się zaczęło narzekanie... 
-Nie mam zielonego pojęcia, wymyśl coś. -Szczere? To już się boję jego pomysłu.
-Chodźmy do Sarah, dawno jej nie widziałem -powiedział z cwanym uśmieszkiem na twarzy. -I nie ma, że nie. Albo idziemy, albo twój dobry przyjaciel coś komuś powie. - No to chyba nie mam innego wyboru, zostałem w tej chwili pokonany. 
Droga mija nam całkiem miło. Opowiadamy sobie jakieś historie, śmiejemy się sami nie wiedząc z czego. Szybko znajdujemy się pod jej domem. Otwieramy furtkę, wchodzimy i dzwonimy do drzwi. Nie musimy jakoś długo czekać na otwarcie ich. 
Sarah stoi przed nami w szarym dresie, i widać, że jest nieco zaskoczona naszym widokiem. 
-Jak ja się dawno nie widziałem. -mówi Stefan i wita się z nią. -trochę się zmieniłaś. 
-Pod jakim względem się tak zmieniłam? -zapytała z miłym uśmiechem. -Wchodźcie 
-Schudłaś i kolor włosów! Jaki ja jestem mądry! 
-Gratuluję spostrzegawczości. Michi chyba nawet nie zauważył innego koloru włosów. -Tym razem popatrzyła na mnie, to prawda. Nie zauważyłem, ale czy to ma jakieś znaczenie? Chodź gdyby tak sobie przypomnieć to w tym kolorze jej lepiej. 
Ogarnij się Michael, bo już głupiejesz... 
Słyszymy dzwonek do drzwi, Sarah idzie otworzyć, a my natomiast zajmujemy miejsce na kanapie. 
Nagle widzimy wchodzącą Mię.
-Cześć chłopaki. Nie wiedziałam, ze jesteście. 
-Dopiero przyszli. -patrzy na mnie i uśmiecha się.
-Miałam powiedzieć wam to jutro, ale skoro jesteście to powiem teraz -zaczęła, a ja byłem ciekaw o co chodzi. - No więc tak. Zgodzę się na ten wyjazd Mia - Sarah nadal patrzyła na mnie, a ja nadal nie wiedziałem o co jej chodzi, miałem nadzieję, że zaraz się to wszystko wyjaśni  -... ale tylko jednym warunkiem.
Mia patrzyła na nią bardzo intensywnie, czekając na ten ''jeden warunek '' 
-Jeśli Michi poleci z nami...


--------------------------------------------------------
Hej...
Dopiero teraz, ale w ogóle nie miałam pomysłu :/
I tak wymęczyłam tyle ile jest. Chciałam więcej, ale nie udało się. :(
Nie mówię czy mi się podoba czy nie, recenzję zostawiam dla was. 
Nie mam pojęcia kiedy pojawi się kolejny, liczę, że do mojej głowy wpadnie jakiś genialny pomysł. 
Do zobaczenia ! 

I stały fragment - KOMENTUJCIE 



niedziela, 4 października 2015

7. Tajemnice?


-Co tak patrzysz, jakbyś ducha zobaczyła? -Michi jak zawsze wyczuł, że coś mnie zastanawia. Moja głowa mówiła, że coś razem wykombinowali. Chciałam się tego jak najszybciej dowiedzieć, bo oni w połączeniu ze sobą umieją wymyślać naprawdę ''dzikie'' rzeczy.
-Nic przede mną nie ukryjecie. Wasze oczy mówią wszystko. -to wszystko staje się coraz ciekawsze. Jeszcze chwila i nie wytrzymam.
-Ty za bardzo czytasz w oczu, wiesz? -Tym razem wtrąciła się Mia, to stwierdzenie wywołało u mnie śmiech. Zbyt wiele osób to mówi. Oczywiście jest to mój atut. Tym sposobem raczej nic się przede mną nie ukryje.
-I bardzo się z tego cieszę. Powiecie mi może w końcu o co chodzi?
-Już zaraz, spokojnie. Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie - no to naprawdę dużo się od nich dowiedziałam. Dopilnuję, abym dowiedziała się o co im biega jeszcze dziś.
-Chodźmy do mnie, pogadamy trochę. Zapewne Mia ma nam wiele to opowiedzenia. - oczywiście się zgodziłam. Co miałam lepszego do roboty. a z chęcią posłucham co działo się u Mii podczas tych kilku lat.
Droga mijała w świetnych nastrojach. Chodź nutka ciekawości z mojej strony lekko dawała się we znaki.
Ta dwójka naprawdę w połączeniu jest niemożliwa, a gdy już kombinują coś we dwoje, moja wyobraźnia szaleje.
Tak jak wtedy....

***9 lat temu***

Siedziałam na ławce przed szkołą czekając na Mię i Michaela. Po tą pierwszą byłam w domu, ale jej nie zastałam. A Michi zazwyczaj przychodził wcześniej ode mnie. Coś mi tu nie grało.
Zastanawiałam się gdzie ich porwało.
Wyobraźnia już zaczynała wariować.
Czasem bywa ona zbyt fantazyjna i szalona.
Może jakaś wczesna randka?
Boże! Głupia jestem... ona przecież ma chłopaka. A może ja o czymś nie wiem. To wszystko jest zbyt dziwne. Pogrążona w zupełnie innym świecie, nawet nie zauważyłam idących przyjaciół.
Śmiali się na cały głos, a ja patrzyłam na nich z zaciekawieniem.
Zauważając mnie, podbiegli i od razu się przywitali:

-Hejaa - powiedziała całując mnie w policzek.
-Cześć? - odpowiedziałam pytaniem, mając nadzieję, że coś tym zrozumieją. Jednak nic. Nie wiedzieli o co mi chodzi.
-Coś się stało?- zapytali jednocześnie. Już nawet mówią w tym samym czasie?
Aaa! Sarah! Ogarnij się w końcu...
-Haloo! Ziemia! Żyjesz tam!? - krzyczała przede mną. Ja stanowczo za dużo w tej chwili myślę. Ale nawet jakby się spotykali? Nic przecież w tym złego. Od przyjaźni do miłości?
-Co? 
- No jak co? nic nie mówisz, zawiesiłaś się? Albo wiem! 
- Hę?
- Zakochałaś się - słysząc to wybuchłam głośnym śmiechem. Nie spodziewałam się takiej myśli z jej strony. Ja tu myślę na temat jej miłości, a tu taka informacja.
- Nie. - odpowiedziałam po prostu. Jakbym zaczęła się tłumaczyć, na pewno poszłoby to wszystko na marne. Wiele lat przyjaźni robi swoje. I znów zniknęłam dla świata. Mam dość miłości. Byłam zauroczona jednym chłopakiem ze starszej klasy.
Zauroczona? Zakochaniem nazwać tego nie można. Za wcześnie na takie miłości.
Ludzie często popełniają błędy względem zauroczenia się. Zazwyczaj jest to zła osoba.
Tak była z moim przypadkiem.

***
Kręciłam się blisko niego. Nie rozmawialiśmy tylko można powiedzieć, że go śledziłam. Nie myślałam, że ktoś to zauważy. Liczył się tylko i wyłącznie on.
''Kochało'' się w nim wiele dziewczyn.
Mia zawsze powtarzała mi, że ten chłopak nie jest wart mojego uczucia. Nikt mnie w tamtej chwili nie rozumiał. Aż do rozmowy z Gregorem. Był w tej samej sytuacji co ja. Jedynym minusem tego wszystkiego, że chodził do innej szkoły i nie mogłam widywać go tak często jak tylko chciałam.
Biegałam za tym chłopakiem prawie miesiąc. Jednak wszystko zmieniło się tydzień przed końcem roku szkolnego.
Zdyszana Mia podbiegła do mnie, wzięła za rękę i biegła wyprowadzając nas obie na plac za szkołą.
-Patrz - wyszeptała mi do ucha i wskazała jakąś parę miziającą się na huśtawce. Już miałam pytać po co mam się temu przyglądać, i nagle zdałam sobie sprawę, że to on. Chłopak, za którym biegałam.
Nie mogłam na to patrzeć.
Najbardziej pusta dziewczyna w szkole? Brawo...
Moje serce zrobiło się bardzo ciężkie. Czułam jakbym się rozpadała. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.
Zauroczenie do jego osoby przerodziło się w złość. Niby go nie znałam.
Niby nie zamieniłam z nim nawet głupiego -cześć- , ale boli.
Cholernie boli. Jednak lepiej teraz, niż potem gdybym już dosłownie oszalała na jego punkcie.

***
-Ona się ewidentnie zakochała. Ja ci to mówię. Nigdy się tak nie wyłączała. 
-Nie zakochałam się! -krzyknęłam, gdy w końcu usłyszałam o czym mówią. Ciekawe co jeszcze wymyślili. Na maksa się zawiesiłam.
-Właśnie widać. Cały czas siedzisz zamyślona. Jakieś 10 minut temu był dzwonek na pierwszą lekcję. -tym razem zaczął Michael.
-To czemu nie poszliście? - byłam bardzo ciekawa odpowiedzi.
- Tak jakby na ciebie czekamy. 
Wstałam z miejsca i bez słowa opuściłam plac szkolny.
Dziwnie się zachowuję.
Już nawet nie wiem co jest tego powodem. Raz umiem się uśmiechać, a potem nagle zawieszam się i gdy już się ocknę lepiej ze mną nie zadzierać.
Najdziwniejsze jest to, że nie poszli za mną. Zazwyczaj gonili za mną na każdej przerwie, a teraz?
Postanowiłam wrócić do domu.
Trudno, najwyżej powiem, że się źle poczułam.
Po drodze zahaczyłam o sklep. Kupiłam sok jabłkowy i drożdżówkę. Idealne drugie śniadanie.
Chodź spożywam takie prawie codziennie.
Otwieram drzwi od domu i od razu spotykam się z nieswoim wzrokiem mamy.
-Źle się czuję, nie było mnie nawet na pierwszej lekcji. - wytłumaczyłam. I pośpiesznie udałam się w stronę pokoju. Schody zostały szybko pokonane. Weszłam do pokoju i od razu rzuciłam torbę w kąt pokoju, a sama położyłam się na łóżku. Jednak nie mogłam poddać się samotności. Usłyszałam delikatne pukanie do drzwi.
-Proszę....
Widok zadziwił mnie. Nie spodziewałam się takich gości. Chyba szybko wyczuli pytajniki w moich oczach, odezwali się jako pierwsi... Chodź spodziewałam się raczej czegoś innego
-Dlaczego poszłaś ? -zaczęła - i dlaczego zrobiłaś się taka... inna? - może i byłam nastawiona na coś innego, ale naprawdę zszokowało mnie to. Zrobiłam się inna? Nie rozumiałam. Patrzyłam na nich z wyczekiwanym wytłumaczeniem mi tego sformułowania.
-Chodzi nam o to, gdyż cały czas siedzisz zamyślona, a jak już wrócisz do normalnego świata nie da się z tobą normalnie porozmawiać. - tym razem głos zabrał Michi. I wtedy wiedziałam dlaczego uważają moje zachowanie za ,,inne''.
-Ehh. Od czego by tu zacząć. - nie miałam bladego pojęcia co im powiedzieć.
- Coś cię gryzie, ale nie chcesz nam powiedzieć . Widać to. -aż tak bardzo daję to po sobie poznać?
- Co robiliście przed lekcjami ? -moje pytanie wyszło samo z siebie. Lepszego momentu być nie mogło... Chociaż może się czegoś dowiem? Miło by było.
-Gdybyś nie wyszła to byś się dowiedziała. -na ich ustach momentalnie pojawił się uśmiech.
-Możecie jaśniej? 
- Noo, tak jakby przyszliśmy bardzo wcześnie do szkoły. Wzięliśmy z szatni buty takiego jednego kolesia i rozbiliśmy do nich jajka. - moja mina w tamtej chwili wyrażała więcej niż tysiąc słów. Ja posądzałam ich o chodzenie, a w tym wszystkim chodziło o dowcip na koledze. Nie spodziewałam się tego.
- Saraah? 
- Ja... myślałam... o boże - wybuchłam śmiechem, a oni patrzyli jak na idiotkę.
- Dobrze się czujesz?
- Nigdy nie zgadniecie to moja kochana wyobraźnia wymyśliła. -śmiech był silniejszy ode mnie. Nie mogłam go opanować.
-Dawaj. Pośmiejemy się z tobą.
- Gdy siedziałam przed szkołą, zastanawiałam się czemu was tak długo nie ma. I zdążyłam wymyślić, że wy ze sobą chodzicie. -tym razem nie śmiałam się sama. Może na początku ich miny wyrażały ogromne zaskoczenie, z czasem jednak nie mogli ukrywać rozbawiania.
Wyobraźnia czasem daje mi popalić.

***

U Michaela dowiedzieliśmy się wielu rzeczy na temat kilku lat Mii spędzonych w USA. Z tych historii wynikało jednoznacznie, że ma zamiar tam wrócić.
Nie zostawiła by tam przecież swojej miłości, a z miłością na odległość raczej drugi raz walczyć nie powinna.
Studia okazały się być lepsze niż na początku przypuszczała.
Wielu ciekawych, miłych ludzi.
-Fajnie tam miałaś. - oznajmiłam po całej opowieści.
- Ojj, a ty to nie? Cały czas miałaś przy sobie Michiego. - zgłaszam sprzeciw. Nie cały czas.
- Powiecie mi może w końcu co tam wykombinowaliście? - nagła zmiana tematu. Przypomniałam sobie o tym.
-To może w końcu ci powiemy, coo?
- No dobra. 
W końcu. Czekałam cały dzień, aby w końcu się dowiedzieć o ich ,,pomyśle''
-Mieliśmy powiedzieć ci to dopiero za kilka dni, ale skoro już wiesz, i nie dasz nam żyć. Zabieramy cię do mnie, do Ameryki! 


---------------------------------------------------
BUM!
Dłuższy? Dłuższy. Może nie tak jak chciałam, ale napisałam. 
Po napisaniu, mieszane uczucia. Nie wiem czy wam się te wypociny podobają. 
Ostatnio miałam bardzo mało czasu, więc ,,radocha'' że w ogóle coś powstało. 
Liczę na szczerą opinię w komentarzach :) .
 I tym samym do zobaczenia :* 
Gdybyście chcieli o coś zapytać, chętnie odpowiem np. na ask'u. 
Link do niego można napotkać w zakładce -kontakt- :) 
Buziaki :* :) 
I przepraszam za wszelkiego rodzaju błędy!!!



piątek, 25 września 2015

6. ,,Niespodzianka''




Nie przypuszczałam, że powrót do domu tak będzie mnie cieszył.
Myślałam, o zamknięciu się w czterech ścianach, a tu jest zupełnie inaczej. W domu raczej bywam gościem. Chodź oczywiście pamiętam o rodzinie. Z niby spędzam także ogrom czasu, ale zazwyczaj wyjeżdżając gdzieś.
Gdyby nie fakt, przyjmowania lekarstw zapomniałabym o mojej chorobie.
Nikt mi praktycznie nie daje do zrozumienia, że ją mam. Żyję jak przedtem.
Ostatnimi czasy zaczęłam też szukać pracy.

Tuż przed chorobą pracowałam jako psycholog w pobliskiej szkole do której sama kiedyś uczęszczałam. Mimo, że noszę miano psychologa, nie radziłam sobie sama ze sobą.
Jednak człowiek uczy się na błędach.
Pobyt w szpitalu dał zły przykład mojej osoby w zawodzie. Zawsze doradzam innym, aby próbowali się komunikować, rozmawiali na temat swoich problemów. Ja jednak zachowałam jak się zwykły uczeń, który boi się nawet najbliższym wyznać prawdy.
Teraz wiem, że zwykła rozmowa bywa okropnie trudna niż wydaje się to z mojej strony.

Dlaczego psycholog?
Sama tego nie wiem. W mojej głowie pojawił się ten zawód i zaczęłam robić wszystko w tym kierunku.
Nie powiem, że było łatwo.
Ale poradziłam sobie z tym.

Mimo, że zaczęłam szukać pracy nie znaczy, że zacznę pracować. Boję się.
Teraz czuję się dobrze lecz nie wiem jak będzie za tydzień. Dwa.

Na razie jest dobrze jak jest. Korzystam póki mogę.

Siedzę sama w domu od jakiś 2 godzin. Michi miał/ma dla mnie jakąś niespodziankę i kazał nie wychodzić mi z domu.
Nie wiem o co chodzi, ale coraz bardziej nie mam pojęcia co ze sobą zrobić. Z chęcią wyszłabym na jakieś zakupy, ale jestem uziemiona.
Przyrzekłam mu to więc nigdzie się nie ruszam.
Obietnic się nie łamie.
Wsłuchuję ciszy jeszcze jakieś 10 minut gdy nagle rozlega się pukanie do drzwi.
Pospiesznie idę je otworzyć a widok zwala mnie po prostu na kolana...

-MIA! - krzyczę czym na pewno zaskoczyłam paru przechodniów na chodniku. Nie spodziewałam jej się tutaj za żadne skarby.
-Jak ja się za tobą stęskniłam krasnalku. - tylko ona tak do mnie mówi. To wszystko przez to, że nie jestem jakoś szczególnie wysoka. Jednak bardzo to lubię. Bycie niskim ma wiele zalet np. bez problemu mogę założyć moje ukochane szpilki. Nie będę w nich za wysoka.
-Ejj, nie lubię tego! - od razu uwolniłam się z uścisku i udawałam obrażoną. Nie udało się. Od razu wybuchłyśmy głośnym śmiechem, nie zdając sobie sprawy z tego, iż ludzie na ulicy wpatrywali się w naszą scenkę. Zaciągnęłam ją do środka i znów utonęłam w jej uścisku.
Zwyczajny dzień, zamienił się w ten, którego na pewno szybko nie zapomnę.
-Chodźmy się gdzieś przejść, pokażesz mi co się tutaj zmieniło - zaproponowała już miałam się zgadzać, gdy przypomniałam sobie o pewnej sprawie.
-Nieee mogę teraz, bo czekam na Michaela, ma jakąś niespodziankę. - na jej ustach pojawił sie wielki uśmiech.
-Idiotko ty moja! To ja jestem tą niespodzianką! - śmiała się, a ja dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę.
-Jak ja wolno to wszystko trawię
-Dobra mniej gadania więcej roboty, idziemy. Raz. Dwa - poganiała mnie a ja dalej nie mogłam powstrzymać śmiechu
-Tylko do dwóch umiesz liczyć? - jak zawsze musiałam coś dopowiedzieć, taka już jestem.
Prawdziwa ja.

Chodzimy po Innsbruck'u zwiedzając wszelkie zakamarki.
-Naprawdę, dawno tu nie byłam - zachwycała się moja towarzyszka. Nie powiem, że nie. Kilka lat to jednak kawał czasu.
-A nawet nie spytałam, jak tam na studiach? -zapytałam z zaciekawieniem.
Mia poszła na studia medyczne. A, że dostała się do jednej ze szkół w USA,  poleciała tam. Na początku nie chciała, ale w końcu udało nam się ją namówić.
-Idealnie. Wszystko tak jak sobie wymarzyłam. I...
- I..?
-Nawet kogoś poznałam. -tego to się w ogóle nie spodziewałam. -Ale o tym opowiem ci później, chodź szybko pod skocznię!.
Nic nie zdążyłam powiedzieć, złapała mnie za rękę i biegłyśmy przez uliczki.
W końcu gdy dotarliśmy na miejsce, zauważyłam Michaela. Od razu się z nim przywitałam i już wiedziałam, że coś razem z Mią wykombinowali...


-------------------------------
Nie! Nie! I Nie!
Nie wyszedł :/
I od razu przepraszam, że krótko, ale obiecuję, że od dzis rozdziały będą dłuższe :)
Postanowiłam dziś napisać i zadanie wykonałam. Chodź w efektu jako tako zadowolona nie jestem :/

Jeśli czytasz ten rozdział niezależnie od daty pozostaw po sobie ślad :) Nawet nie wiecie jak to motywuje do dalszej pracy :)) 

Do zobaczenia :) A tu łapcie zdjątko :* Jeszcze w tegorocznej wiosny 



Ps. Przepraszam za wszelkie błędy

sobota, 19 września 2015

5. ,,Zawsze będziesz''


Postawiłem przed sobą jasny plan. Teraz już nie powinienem stchórzyć.
Zbliżam się w stronę szpitala. Moja prędkość zmniejsza się.
W głowie pojawiają się myśli, aby zawrócić. Niepokój.
Weź ty się chłopie w końcu w garść. To tylko zwykła rozmowa.
Wchodzę do środka.
To chyba rekord. Ostatnimi czasy zawracałem się już za bramką.
Mijam wiele pielęgniarek, lekarzy. Kieruję się na trzecie piętro i teraz należy znaleźć tylko odpowiednią salę.
Moją głowę opanował wielki mętlik. Od czego miałbym zacząć?
Czy w ogóle będzie chciała ze mną rozmawiać?
Raz się żyje, nie pozwolę na to, aby teraz, kiedy w końcu wiem co się z nią dzieje nasz kontakt znów się urwał.
Wchodzę, ale jedyne co widzę to puste, zaścielone łóżko. Niepokój wzrasta.
Gdzie ona do cholery jest!?
Stoję jeszcze chwilę i wybiegam w poszukiwaniu jakiejś pielęgniarki.
-Przepraszam! - krzyczę zauważając jedną z nich. Odwraca się.
- W czym mogę pomóc?
- Wie pani gdzie znajduje się Sarah Williams?
- Sarah jakiś czas temu wróciła do domu, nic pan nie wie?
- Naprawdę? Dziękuję - powiem szczerze, że ucieszyła mnie ta informacja. Skoro ją wypuścili musi być z nią o wiele lepiej. 

Wychodzę ze szpitala, a nogi same kierują mnie pod jej dom. 
Dzwonię, pierwszy raz, drugi... Drzwi otwierają się. Stoi w nich pani Marie. Bez żadnego słowa wpuściła mnie do środka i wskazała schody na górę. 
Wymieniliśmy się spojrzeniami i udałem się w ich kierunku. 
Wygląda na to, że o wszystkim wie. 
Cała odwaga ulatnia się przed jej pokojem. Za późno na odwrót. Ja zrobiłem błąd, więc ja muszę wszystko naprawić. 

Delikatnie pukam , a na hasło -proszę- pomału otwieram. 
Patrzy w moją stronę. 
-Przepraszam za tamtą sytuację- powiedziałem prosto z mostu. Nie lubię obijania w bawełnę. Wolę zrobić to szybko niż potem nie wiedzieć co powiedzieć. 
Wstaje ze swojego łóżka i podchodzi do mnie.
- Nie masz za co przepraszać. Zapomnijmy o tym i cieszmy się póki jeszcze tu jestem. 
- Zawsze będziesz - po tych słowach przytuliła mnie. Brakowało mi tego. Myślałem, że będzie zła, za tamtą sytuację a tu wręcz przeciwnie. 
- Chciałabym, być tego pewna. Boję się, że lada dzień może się coś stać. Jestem jak tykająca bomba. Nie wiem kiedy eksploduję. 
- Obiecuję, że nie puszczę cię z tego świata tak prędko.
Siedzę u niej jeszcze parę minut, przypominając sobie o dzisiejszym treningu. W ostatnim czasie bardzo dużo ich opuściłem. Na ten musiałem już iść. 
Pierwszy raz od kilkunastu dni na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Mam nadzieję, że tym razem niczego nie zepsuję. Nie teraz, kiedy w końcu wszystko wyjaśniłem. 

*Kilka dni później*

Od tamtego dnia regularnie się spotykamy. Jest tak jak przedtem. Ja chodzę na treningi a zaraz po nich spędzamy czas razem. Oczywiście zdarzają się dni kiedy na skocznie idziemy razem. 
Jest 7 rano. Budzą mnie wibracje.
Niechętnie spoglądam na wyświetlacz -Mia-
Cholera. Zupełnie o nie przez to wszystko zapomniałem.
-Halo?
-Cześć, przepraszam, że cie budzę ale akurat mam czas, dlaczego mi nic nie powiedziałeś?
-Cześć, ale o czym?
-No zgadnijmy.. o chorobie Sarah - wiedziałem, że mi się dostanie.
-Nie bądź zła, ja po prostu.... zapomniałem ci tobie o tym powiedzieć 
-Tak tak. Nagle wszyscy o mnie zapominają.
-Nawet tak nie myśl. A skąd o tym wiesz?
-Zadzwoniła do mnie i o wszystkim opowiedziała. O tym dlaczego nie odbierała, dlaczego nie chciała mieć ze mną żadnego kontaktu. -niby rozmowa telefoniczna, a dało się wyczuć ogromny smutek. Nie chciałem do tego doprowadzić.
-Przepraszam... - po raz kolejny przepraszam, za dużo jak na taki odstęp czasu.
-Dobra, mniejsza z tym. Wpadłam na pewien pomysł, ale trzeba w niego wplątać więcej osób
-Hmm... powiesz mi o co chodzi?
-Na razie nie. Ale obiecuję, że jak przylecę to o wszystkim cię poinformuję.
-Przylatujesz?! 
-Taa, stęskniłam się za wami. A w tej sytuacji z Sarah nie mam innego wyjścia.
-Ona już o tym wie?
-Niech to zostanie na razie tajemnicą. Okey?
-Okey. Same tajemnice
-Bywa. Ja kończę, bo muszę pozałatwiać sprawy z moim powrotem. Trzymaj się. Do zobaczenia 
-Cześć.

Na śmierć zapomniałem o Mii. 
Codziennie wmawiałem, że zadzwonię aż w końcu zapominałem. 
Jedynym plusem tego jest, że w końcu przylatuje. Długo jej tu nie było. 
Zdecydowanie za długo. Ale znowu tajemnice. Mam nadzieję, że nie wyjdę na kretyna i się nie wygadam. Już się boję co ona znowu wykombinowała. Zawsze wpada na jakieś szalone pomysły.

*2 klasa gimnazjum*
-Jejuu, czemu ona się tak na mnie uwzięła? - Sarah była na krawędzi płaczu. Nie dziwiłem się jej. Od ponad roku prześladowała ja jedna z dziewczyn. Niby straszyłem, ale po tym jeszcze bardziej pogłębiała swoje czyny. 
-Nie przejmuj się tą idiotką. Zazdrości ci wszystkiego. - jak zawsze na posterunku była Mia. Pocieszała ją przy każdej okazji. 
-Tsaa. Mam się nie przejmować jak na każdym kroku coś jej nie pasuje. Nawet to jak odbiję piłkę podczas treningu. 
-Halo! Ziemia do Michaela- Mia pomachała mi ręką przed oczami, od razu się ocknąłem, nie wiedząc po części co się dzieje.
-Co? - spojrzałem na nią dziwnym wzrokiem
-Ty jak zawsze nie wiesz o co chodzi. Nasza przyjaciółka ma problem, a ty ciągle zamyślony.
Prześladowczyni Sarah to typowa rozpieszczona blondyneczka. Upatrzyła sobie parę dziewczyn i bawi się nimi. Niestety padło też na nią. 
-Olśniło mnie!!!- Mia krzyknęła tak niespodziewanie, że ja i Sarah aż odskoczyliśmy.,
-Głośniej się nie dało!? 
-Powtórzyć dwa razy głośniej? - już przygotowała sie do krzyku, gdy ja dłonią zasłoniłem jej usta. 
-Gadaj co cię tak olśniło.
-Mam pomysł jak w mały sposób zemścić się na naszą mądralińską
Tego się na pewno nie spodziewałem. Może i głupie, ale ciekawe. 
-A dokładniej?
-Sok z buraków ciężko sprać, niee?
-Haha ty chyba dziewczyno na głowę upadłaś.
Sok z buraków? To też wymyśliła. Jej pomysły są coraz to lepsze.
-Ja mówię całkiem serio. 
-Niech ci będzie, ale nie chcemy z Michaelem mieć z tym nic do czynienia. 
-Sama to załatwię o to się martwić nie musicie.

Jak powiedziała tak zrobiła. Długo czekać nie trzeba było. Już następnego dnia była gotowa do działania. 

-Ty naprawdę mówiłaś serio - Sarah aż nie dowierzała. 
-Kochana ja zawsze mówię prawdę

I wkroczyła do akcji.
Szła prosto na drobną blondyneczkę, zderzyła sie z nią i przy tym samym wylała na nią całą zawartość butelki.
Razem z dziewczyną wybuchliśmy głośnym śmiechem widząc minę poszkodowanej. Jej jasna bluzka od razu nabrała kolorków. Widok był nieziemski.
-Masz za swoje-wykrzyczała Mia i przybiła z nami piątkę.


---------------------------------------------------------------------------
Jestem!
W końcu. 
Przepraszam, że dopiero dziś, ale dużo nauki.
Nie próżnujemy. Ale dziś postawiłam przed sobą zadanie, i udało się.
Mam nadzieję, że wam sie podoba. :)
Nie mówię kiedy ukaże się kolejny rozdział, bo może ulec to zmianie :/ 
Komentujcie :) 
I do zobaczenia 
I przepraszam za jakiekolwiek błędy :) 


sobota, 5 września 2015

4. ,,Prawda''



-Miło jest mi poinformować, że jutro będzie mogła panienka już opuścić szpital- do sali wparował uśmiechnięty lekarz i oznajmił mi tą wiadomość, udawałam radość z tego powodu.
Dlaczego ja tylko udaję?
-Wszystko omówimy dziś po południu. Przyjmowanie leków, jakie dawki i proporcje. Dobrze przyjmowane będą dalej hamować rozwój guza. - dalej tłumaczył mi mój powrót do domu, nic się nie zmienia poza tym, że teraz to ja muszę zająć się przygotowaniem lekarstw.
-Dziękuję i zarazem przepraszam, ale czy mogłabym odpocząć?
-Tak, jak najbardziej. Odpoczynek jest zdecydowanie pani wskazany. -powiedział i wyszedł.
Od razu lepiej.
Może samotność mi szkodzi, ale za lekarzami nie przepadam.
Słabo dziś spałam. Może dlatego, że pewien mężczyzna zadręcza mi myśli.
Roksana wysłuchała mojej historii, ale Gregorowi chyba nic nie powiedziała.
Tak mi się wydaje, bo jeszcze tu nie był.
Chyba powinnam poinformować kogoś, o moim jutrzejszym wyjściu stąd.
Wzięłam do ręki telefon i bez zastanowienia już dzwoniłam do Davida.
To chyba moja pierwsza próba skontaktowania się z kimś przez telefon od początku pobytu w szpitalu.

-Halo? -usłyszałam jego pełen entuzjazmu głos, stęskniłam się za nim.
- Czeeść, mam dla ciebie pewną wiadomość.
- Hmm?- wyczułam u niego ogromne zaciekawienie, wiedziałam, że ta wiadomość go ucieszy.
- Jutro się zobaczymy
- Wypuszczają cię- chyba sam nie wierzył w to co słyszy.
- Dokładnie
-Powiem od razu mamie, jak tylko wróci. Na pewno się ucieszy.
-Odbierzesz mnie?- zadałam to pytanie chodź wiedziałam, że o pozytywną odpowiedź nie mogę liczyć. Szef ojczyma jest niekiedy naprawdę upierdliwy, a i tak dużo pracy zaniedbał przez opiekę nade mną.
- Wiesz skarbie,że nie mogę
- Rozumiem, zobaczymy się w domu.
- Oczywiście. Trzymaj się i do zobaczenia

W takim razie odebrać będzie musiała mnie mama. Może nasze relacje się zmieniły, ale nadal boję się, że może się to wszystko zmienić.

***
Miałam już 17 lat, a nadal nie wiedziałam nic o moim ojcu. Nigdy nawet nie dowiedziałam się jak ma bądź miał na imię.
Zawsze gdy o to pytałam, coś nagle sobie przypominała, lub wychodziła.
Teraz nie mogłam na to pozwolić. Musiałam w końcu się tego dowiedzieć.
Zeszłam na dół, do salonu. Siedziała z Davidem na kanapie.
- Mamo, możemy porozmawiać?
- O czym? - już chyba podejrzewała o co mi chodzi, gdyż ton jej głosu był podniesiony. Jednak wiedziałam, że przyszłam po pełną odpowiedź.
- Chciałabym w końcu usłyszeć prawdę! - teraz to ja podniosłam ton, wiedziałam, że robiąc miła minę zaraz mnie spławi. - Dlaczego nigdy nie poznałam prawdy, a raczej czemu ja nic nie wiem na temat swojego ojca?!
- A czy to takie ważne. -odpowiedziała mi obojętnie. Nic jej nie obchodziło. Traktowała mnie jak nielubianą koleżankę , nie jak córkę. Annę traktowała zupełnie inaczej. Pozwalała jej na wszystko, za na mnie nigdy nie miała czasu.
- Tak i to nawet nie wiesz jak bardzo! - cały czas krzyczałam, byłam strasznie zdenerwowana, ale przyszłam tu tylko w jednym celu. Nie mogę teraz nagle się poddać.
- Chcesz wiedzieć prawdę?! To proszę bardzo. Twój tatulek ma na imię John. I nie był nawet moim chłopakiem, naćpał się i mnie zgwałcił! -wykrzyczała mi prosto w twarz. Nigdy nie sądziłam, że kryje za sobą takie tajemnice - A ty mi tylko o tym przypominasz, bo jesteś tego efektem!- tego zupełnie się nie spodziewałam, popatrzyłam jej prosto w oczy i widziałam w nich ogromną złość.
złość jakiej jeszcze nigdy u niej nie widziałam. Jednocześnie nie wytrzymałam i uciekłam. Wbiegłam prosto do swojego pokoju i wybuchłam płaczem. Nie sądziłam że dowiem sie aż takiej prawdy. Jestem prezentem od znienawidzonej osoby.
Wyjęłam z szafy torbę i automatycznie zaczęłam pakować do niej ubrania. Wzięłam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam.
Przez dłuższą chwilę błąkałam sie bez celu.
Poczułam wibracje. Telefon. Nie chciałam go odbierać, dopóki nie zobaczyłam napisu na wyświetlaczu"Michi".
- Co jest? - uspokoiłam się, ale nadal nie mogłam powstrzymać pojedynczych łez.
- David do mnie dzwonił, podobno uciekłaś.
- Tak, usłyszałam dziś prawdę. Srogą prawdę i nie mogłam tam dłużej zostać.
- Wiesz ze i tak będą cie szukać.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale musze przemyśleć wiele spraw.
- Gdzie zamierzasz się podziać - i tu mnie ma. Nie dawał za wygraną. Miałam chęć sie rozłączyć ale musiałam z kimś porozmawiać.
- Nie mam pojęcia - szczerze odpowiedziałam
- Ehh rodzice wyjechali na tydzień do Niemiec , z chęcią mogę cię przygarnąć.
- Miło z twojej strony. Nie masz nic przeciwko ?
- Nawet nie żartuj. Jesteśmy przyjaciółmi. Czekam
- Dziękuję

I poszłam. Nogi same mnie zaprowadziły.
Zadzwoniłam do drzwi a na ujrzenie w nich postaci nie musiałam długo czekać.
Zaprosił mnie do środka i przytulił. Jego ciepło było mi potrzebne.
- Na razie nic im nie powiem, ale z czasem będziesz musiała wrócić.
- Kilka dni. Musze to wszystko na spokojnie oswoić. - ponownie sie w niego wtuliłam. Taki przyjaciel to mega skarb.
Zawsze jest przy tobie, wspiera kiedy tak naprawdę jeszcze nie zna powodu mojej ucieczki.
Przebrałam sie w luźniejsze ciuchy i zeszłam na dół.
Czekał .
Podał mi gorący kubek herbaty i patrzeliśmy w punkt przed sobą.
W końcu ja przerwałam tą ciszę. Opowiedziałam tu wszystko. Zrozumiał powód. I tym samym znów wybuchłam. Teraz jednak nie byłam sama. Jego bliskość była teraz jak najbardziej potrzebna. Zwykłe bycie.

Mijały dni... David wiele razy próbował się ze mną skontaktować. Nie odbierałam żadnych telefonów. Musiałam w końcu wrócić do siebie. Michi i tak mi dużo pomógł.
Nie dość, że mogłam u niego zostać to jeszcze nie wygadał nikomu prawdy.
Wracam do domu dla Davida i Anny.
- Wracasz już do domu- zapytał z nieciekawą miną Michael.
- Taa, w końcu muszę. Przemyślałam to wszystko i muszę wrócić dla osób które mnie naprawdę kochają, nie mogę ich tak zostawić. - podszedł bliżej
- Jakby coś się działo zawsze przyjmę cię z otwartymi ramionami. -zapewniał mnie tuz przed drzwiami. Przytulił na pożegnanie
- Dziękuję - i wyszłam.
Szłam powolnym krokiem. Nie śmieszyło mi się.
Kiedy skręcałam w naszą uliczkę przeszedł mnie strasz, niepewność czy na pewno dobrze robię. Z każdym krokiem myśli narastały.
Na schodach zauważyłam Anne. Siedziała zamyślona. Wzięłam głęboki oddech i weszłam
- Boże! Wróciłaś- rzuciła mi się wprost na szyję, nie sądziłam, że mój powrót będzie tak wyczekiwany. - dlaczego to zrobiłaś ? - zapytała z wielkim żalem, nie byłam w stanie odpowiedzieć na to pytanie, stałyśmy przytulone do siebie, do momentu otworzenia się drzwi.
David i mama.
Moje oczy już nie wytrzymywały.
Jedna łza, dwie i nagle zrobiła się ich cała masa.
Podeszła do mnie, nie wiedziałam czego się spodziewać
- Przepraszam - jej oczy były napełnione smutkiem. wiedziałam, że wypowiedziane słowa są prawdziwe.
- Rozumiem cię
- Właśnie, że nie rozumiesz. Wypowiedziałam to wszystko w złości, nigdy nie uważałam cię jako błąd. Zawsze byłaś moją ukochaną córeczką, ale nigdy nie umiałam tego okazać - żal widniejący z jej oczach tylko pogłębiał mój smutek.
- Proszę tylko nie płacz. Damy radę, żyjmy dalej - próbowałam jakoś ratować tą sytuację, ale nie wychodziło mi najlepiej.
W końcu odważyłam się i przytuliłam ją.
Rozpłakałyśmy się. Nie mogłyśmy dłużej tego w sobie trzymać.

Od tego momentu starałyśmy się żyć normalnie. Jednak moje serce nadal miało w sobie słowa wypowiedziane tamtego dnia. Ważne, że wszystko sobie wyjaśniłyśmy. W końcu poczułam, że mam mamę. Mogłyśmy rozmawiać bez złośliwych spojrzeć na temat nie znanej prawdy. Tamte słowa nadal bolą, jednak ból z dnia na dzień sie zmniejsza.

***
-Cześć kochanie, nareszcie wracamy do domu- do sali wkroczyła uśmiechnięta od ucha do ucha mama, dobrze znów jest zobaczyć ją uśmiechniętą.
- Mhm,
- Nie cieszysz się?
- To nie zmienia faktu, że nadal jestem chora
- Może faktu to nie zmienia, ale skoro możesz już wracać do domu, choroba trochę ustąpiła.
- Może i tak, za pół godziny ma przyjść lekarz i wszystko powiedzieć mi na ten temat. No i przekazać wypis.
- Będzie dobrze, damy sobie ze wszystkim radę
Czy oby na pewno?
To ja muszę z tym walczyć.
Muszę walczyć i z chorobą, jak i z milionem myśli na temat Michiego. Chyba odezwę się do niego jako pierwsza. Nie zniosę dłużej tej ciszy....

---------------------------------------------------------------
Nareszcie!
Znalazłam czas, i wiele pomysłów.
Rok szkolny ruszył.
Poniedziałki będą katastroficzne we względu na przedmioty :/
Następny rozdział postaram się dodać w następnym tygodniu.
:))
Przepraszam za wszelkie błędy, ale zazwyczaj piszę w pośpiechu i ich nie zauważam :)

Komentujcie