piątek, 25 września 2015

6. ,,Niespodzianka''




Nie przypuszczałam, że powrót do domu tak będzie mnie cieszył.
Myślałam, o zamknięciu się w czterech ścianach, a tu jest zupełnie inaczej. W domu raczej bywam gościem. Chodź oczywiście pamiętam o rodzinie. Z niby spędzam także ogrom czasu, ale zazwyczaj wyjeżdżając gdzieś.
Gdyby nie fakt, przyjmowania lekarstw zapomniałabym o mojej chorobie.
Nikt mi praktycznie nie daje do zrozumienia, że ją mam. Żyję jak przedtem.
Ostatnimi czasy zaczęłam też szukać pracy.

Tuż przed chorobą pracowałam jako psycholog w pobliskiej szkole do której sama kiedyś uczęszczałam. Mimo, że noszę miano psychologa, nie radziłam sobie sama ze sobą.
Jednak człowiek uczy się na błędach.
Pobyt w szpitalu dał zły przykład mojej osoby w zawodzie. Zawsze doradzam innym, aby próbowali się komunikować, rozmawiali na temat swoich problemów. Ja jednak zachowałam jak się zwykły uczeń, który boi się nawet najbliższym wyznać prawdy.
Teraz wiem, że zwykła rozmowa bywa okropnie trudna niż wydaje się to z mojej strony.

Dlaczego psycholog?
Sama tego nie wiem. W mojej głowie pojawił się ten zawód i zaczęłam robić wszystko w tym kierunku.
Nie powiem, że było łatwo.
Ale poradziłam sobie z tym.

Mimo, że zaczęłam szukać pracy nie znaczy, że zacznę pracować. Boję się.
Teraz czuję się dobrze lecz nie wiem jak będzie za tydzień. Dwa.

Na razie jest dobrze jak jest. Korzystam póki mogę.

Siedzę sama w domu od jakiś 2 godzin. Michi miał/ma dla mnie jakąś niespodziankę i kazał nie wychodzić mi z domu.
Nie wiem o co chodzi, ale coraz bardziej nie mam pojęcia co ze sobą zrobić. Z chęcią wyszłabym na jakieś zakupy, ale jestem uziemiona.
Przyrzekłam mu to więc nigdzie się nie ruszam.
Obietnic się nie łamie.
Wsłuchuję ciszy jeszcze jakieś 10 minut gdy nagle rozlega się pukanie do drzwi.
Pospiesznie idę je otworzyć a widok zwala mnie po prostu na kolana...

-MIA! - krzyczę czym na pewno zaskoczyłam paru przechodniów na chodniku. Nie spodziewałam jej się tutaj za żadne skarby.
-Jak ja się za tobą stęskniłam krasnalku. - tylko ona tak do mnie mówi. To wszystko przez to, że nie jestem jakoś szczególnie wysoka. Jednak bardzo to lubię. Bycie niskim ma wiele zalet np. bez problemu mogę założyć moje ukochane szpilki. Nie będę w nich za wysoka.
-Ejj, nie lubię tego! - od razu uwolniłam się z uścisku i udawałam obrażoną. Nie udało się. Od razu wybuchłyśmy głośnym śmiechem, nie zdając sobie sprawy z tego, iż ludzie na ulicy wpatrywali się w naszą scenkę. Zaciągnęłam ją do środka i znów utonęłam w jej uścisku.
Zwyczajny dzień, zamienił się w ten, którego na pewno szybko nie zapomnę.
-Chodźmy się gdzieś przejść, pokażesz mi co się tutaj zmieniło - zaproponowała już miałam się zgadzać, gdy przypomniałam sobie o pewnej sprawie.
-Nieee mogę teraz, bo czekam na Michaela, ma jakąś niespodziankę. - na jej ustach pojawił sie wielki uśmiech.
-Idiotko ty moja! To ja jestem tą niespodzianką! - śmiała się, a ja dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę.
-Jak ja wolno to wszystko trawię
-Dobra mniej gadania więcej roboty, idziemy. Raz. Dwa - poganiała mnie a ja dalej nie mogłam powstrzymać śmiechu
-Tylko do dwóch umiesz liczyć? - jak zawsze musiałam coś dopowiedzieć, taka już jestem.
Prawdziwa ja.

Chodzimy po Innsbruck'u zwiedzając wszelkie zakamarki.
-Naprawdę, dawno tu nie byłam - zachwycała się moja towarzyszka. Nie powiem, że nie. Kilka lat to jednak kawał czasu.
-A nawet nie spytałam, jak tam na studiach? -zapytałam z zaciekawieniem.
Mia poszła na studia medyczne. A, że dostała się do jednej ze szkół w USA,  poleciała tam. Na początku nie chciała, ale w końcu udało nam się ją namówić.
-Idealnie. Wszystko tak jak sobie wymarzyłam. I...
- I..?
-Nawet kogoś poznałam. -tego to się w ogóle nie spodziewałam. -Ale o tym opowiem ci później, chodź szybko pod skocznię!.
Nic nie zdążyłam powiedzieć, złapała mnie za rękę i biegłyśmy przez uliczki.
W końcu gdy dotarliśmy na miejsce, zauważyłam Michaela. Od razu się z nim przywitałam i już wiedziałam, że coś razem z Mią wykombinowali...


-------------------------------
Nie! Nie! I Nie!
Nie wyszedł :/
I od razu przepraszam, że krótko, ale obiecuję, że od dzis rozdziały będą dłuższe :)
Postanowiłam dziś napisać i zadanie wykonałam. Chodź w efektu jako tako zadowolona nie jestem :/

Jeśli czytasz ten rozdział niezależnie od daty pozostaw po sobie ślad :) Nawet nie wiecie jak to motywuje do dalszej pracy :)) 

Do zobaczenia :) A tu łapcie zdjątko :* Jeszcze w tegorocznej wiosny 



Ps. Przepraszam za wszelkie błędy

sobota, 19 września 2015

5. ,,Zawsze będziesz''


Postawiłem przed sobą jasny plan. Teraz już nie powinienem stchórzyć.
Zbliżam się w stronę szpitala. Moja prędkość zmniejsza się.
W głowie pojawiają się myśli, aby zawrócić. Niepokój.
Weź ty się chłopie w końcu w garść. To tylko zwykła rozmowa.
Wchodzę do środka.
To chyba rekord. Ostatnimi czasy zawracałem się już za bramką.
Mijam wiele pielęgniarek, lekarzy. Kieruję się na trzecie piętro i teraz należy znaleźć tylko odpowiednią salę.
Moją głowę opanował wielki mętlik. Od czego miałbym zacząć?
Czy w ogóle będzie chciała ze mną rozmawiać?
Raz się żyje, nie pozwolę na to, aby teraz, kiedy w końcu wiem co się z nią dzieje nasz kontakt znów się urwał.
Wchodzę, ale jedyne co widzę to puste, zaścielone łóżko. Niepokój wzrasta.
Gdzie ona do cholery jest!?
Stoję jeszcze chwilę i wybiegam w poszukiwaniu jakiejś pielęgniarki.
-Przepraszam! - krzyczę zauważając jedną z nich. Odwraca się.
- W czym mogę pomóc?
- Wie pani gdzie znajduje się Sarah Williams?
- Sarah jakiś czas temu wróciła do domu, nic pan nie wie?
- Naprawdę? Dziękuję - powiem szczerze, że ucieszyła mnie ta informacja. Skoro ją wypuścili musi być z nią o wiele lepiej. 

Wychodzę ze szpitala, a nogi same kierują mnie pod jej dom. 
Dzwonię, pierwszy raz, drugi... Drzwi otwierają się. Stoi w nich pani Marie. Bez żadnego słowa wpuściła mnie do środka i wskazała schody na górę. 
Wymieniliśmy się spojrzeniami i udałem się w ich kierunku. 
Wygląda na to, że o wszystkim wie. 
Cała odwaga ulatnia się przed jej pokojem. Za późno na odwrót. Ja zrobiłem błąd, więc ja muszę wszystko naprawić. 

Delikatnie pukam , a na hasło -proszę- pomału otwieram. 
Patrzy w moją stronę. 
-Przepraszam za tamtą sytuację- powiedziałem prosto z mostu. Nie lubię obijania w bawełnę. Wolę zrobić to szybko niż potem nie wiedzieć co powiedzieć. 
Wstaje ze swojego łóżka i podchodzi do mnie.
- Nie masz za co przepraszać. Zapomnijmy o tym i cieszmy się póki jeszcze tu jestem. 
- Zawsze będziesz - po tych słowach przytuliła mnie. Brakowało mi tego. Myślałem, że będzie zła, za tamtą sytuację a tu wręcz przeciwnie. 
- Chciałabym, być tego pewna. Boję się, że lada dzień może się coś stać. Jestem jak tykająca bomba. Nie wiem kiedy eksploduję. 
- Obiecuję, że nie puszczę cię z tego świata tak prędko.
Siedzę u niej jeszcze parę minut, przypominając sobie o dzisiejszym treningu. W ostatnim czasie bardzo dużo ich opuściłem. Na ten musiałem już iść. 
Pierwszy raz od kilkunastu dni na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Mam nadzieję, że tym razem niczego nie zepsuję. Nie teraz, kiedy w końcu wszystko wyjaśniłem. 

*Kilka dni później*

Od tamtego dnia regularnie się spotykamy. Jest tak jak przedtem. Ja chodzę na treningi a zaraz po nich spędzamy czas razem. Oczywiście zdarzają się dni kiedy na skocznie idziemy razem. 
Jest 7 rano. Budzą mnie wibracje.
Niechętnie spoglądam na wyświetlacz -Mia-
Cholera. Zupełnie o nie przez to wszystko zapomniałem.
-Halo?
-Cześć, przepraszam, że cie budzę ale akurat mam czas, dlaczego mi nic nie powiedziałeś?
-Cześć, ale o czym?
-No zgadnijmy.. o chorobie Sarah - wiedziałem, że mi się dostanie.
-Nie bądź zła, ja po prostu.... zapomniałem ci tobie o tym powiedzieć 
-Tak tak. Nagle wszyscy o mnie zapominają.
-Nawet tak nie myśl. A skąd o tym wiesz?
-Zadzwoniła do mnie i o wszystkim opowiedziała. O tym dlaczego nie odbierała, dlaczego nie chciała mieć ze mną żadnego kontaktu. -niby rozmowa telefoniczna, a dało się wyczuć ogromny smutek. Nie chciałem do tego doprowadzić.
-Przepraszam... - po raz kolejny przepraszam, za dużo jak na taki odstęp czasu.
-Dobra, mniejsza z tym. Wpadłam na pewien pomysł, ale trzeba w niego wplątać więcej osób
-Hmm... powiesz mi o co chodzi?
-Na razie nie. Ale obiecuję, że jak przylecę to o wszystkim cię poinformuję.
-Przylatujesz?! 
-Taa, stęskniłam się za wami. A w tej sytuacji z Sarah nie mam innego wyjścia.
-Ona już o tym wie?
-Niech to zostanie na razie tajemnicą. Okey?
-Okey. Same tajemnice
-Bywa. Ja kończę, bo muszę pozałatwiać sprawy z moim powrotem. Trzymaj się. Do zobaczenia 
-Cześć.

Na śmierć zapomniałem o Mii. 
Codziennie wmawiałem, że zadzwonię aż w końcu zapominałem. 
Jedynym plusem tego jest, że w końcu przylatuje. Długo jej tu nie było. 
Zdecydowanie za długo. Ale znowu tajemnice. Mam nadzieję, że nie wyjdę na kretyna i się nie wygadam. Już się boję co ona znowu wykombinowała. Zawsze wpada na jakieś szalone pomysły.

*2 klasa gimnazjum*
-Jejuu, czemu ona się tak na mnie uwzięła? - Sarah była na krawędzi płaczu. Nie dziwiłem się jej. Od ponad roku prześladowała ja jedna z dziewczyn. Niby straszyłem, ale po tym jeszcze bardziej pogłębiała swoje czyny. 
-Nie przejmuj się tą idiotką. Zazdrości ci wszystkiego. - jak zawsze na posterunku była Mia. Pocieszała ją przy każdej okazji. 
-Tsaa. Mam się nie przejmować jak na każdym kroku coś jej nie pasuje. Nawet to jak odbiję piłkę podczas treningu. 
-Halo! Ziemia do Michaela- Mia pomachała mi ręką przed oczami, od razu się ocknąłem, nie wiedząc po części co się dzieje.
-Co? - spojrzałem na nią dziwnym wzrokiem
-Ty jak zawsze nie wiesz o co chodzi. Nasza przyjaciółka ma problem, a ty ciągle zamyślony.
Prześladowczyni Sarah to typowa rozpieszczona blondyneczka. Upatrzyła sobie parę dziewczyn i bawi się nimi. Niestety padło też na nią. 
-Olśniło mnie!!!- Mia krzyknęła tak niespodziewanie, że ja i Sarah aż odskoczyliśmy.,
-Głośniej się nie dało!? 
-Powtórzyć dwa razy głośniej? - już przygotowała sie do krzyku, gdy ja dłonią zasłoniłem jej usta. 
-Gadaj co cię tak olśniło.
-Mam pomysł jak w mały sposób zemścić się na naszą mądralińską
Tego się na pewno nie spodziewałem. Może i głupie, ale ciekawe. 
-A dokładniej?
-Sok z buraków ciężko sprać, niee?
-Haha ty chyba dziewczyno na głowę upadłaś.
Sok z buraków? To też wymyśliła. Jej pomysły są coraz to lepsze.
-Ja mówię całkiem serio. 
-Niech ci będzie, ale nie chcemy z Michaelem mieć z tym nic do czynienia. 
-Sama to załatwię o to się martwić nie musicie.

Jak powiedziała tak zrobiła. Długo czekać nie trzeba było. Już następnego dnia była gotowa do działania. 

-Ty naprawdę mówiłaś serio - Sarah aż nie dowierzała. 
-Kochana ja zawsze mówię prawdę

I wkroczyła do akcji.
Szła prosto na drobną blondyneczkę, zderzyła sie z nią i przy tym samym wylała na nią całą zawartość butelki.
Razem z dziewczyną wybuchliśmy głośnym śmiechem widząc minę poszkodowanej. Jej jasna bluzka od razu nabrała kolorków. Widok był nieziemski.
-Masz za swoje-wykrzyczała Mia i przybiła z nami piątkę.


---------------------------------------------------------------------------
Jestem!
W końcu. 
Przepraszam, że dopiero dziś, ale dużo nauki.
Nie próżnujemy. Ale dziś postawiłam przed sobą zadanie, i udało się.
Mam nadzieję, że wam sie podoba. :)
Nie mówię kiedy ukaże się kolejny rozdział, bo może ulec to zmianie :/ 
Komentujcie :) 
I do zobaczenia 
I przepraszam za jakiekolwiek błędy :) 


sobota, 5 września 2015

4. ,,Prawda''



-Miło jest mi poinformować, że jutro będzie mogła panienka już opuścić szpital- do sali wparował uśmiechnięty lekarz i oznajmił mi tą wiadomość, udawałam radość z tego powodu.
Dlaczego ja tylko udaję?
-Wszystko omówimy dziś po południu. Przyjmowanie leków, jakie dawki i proporcje. Dobrze przyjmowane będą dalej hamować rozwój guza. - dalej tłumaczył mi mój powrót do domu, nic się nie zmienia poza tym, że teraz to ja muszę zająć się przygotowaniem lekarstw.
-Dziękuję i zarazem przepraszam, ale czy mogłabym odpocząć?
-Tak, jak najbardziej. Odpoczynek jest zdecydowanie pani wskazany. -powiedział i wyszedł.
Od razu lepiej.
Może samotność mi szkodzi, ale za lekarzami nie przepadam.
Słabo dziś spałam. Może dlatego, że pewien mężczyzna zadręcza mi myśli.
Roksana wysłuchała mojej historii, ale Gregorowi chyba nic nie powiedziała.
Tak mi się wydaje, bo jeszcze tu nie był.
Chyba powinnam poinformować kogoś, o moim jutrzejszym wyjściu stąd.
Wzięłam do ręki telefon i bez zastanowienia już dzwoniłam do Davida.
To chyba moja pierwsza próba skontaktowania się z kimś przez telefon od początku pobytu w szpitalu.

-Halo? -usłyszałam jego pełen entuzjazmu głos, stęskniłam się za nim.
- Czeeść, mam dla ciebie pewną wiadomość.
- Hmm?- wyczułam u niego ogromne zaciekawienie, wiedziałam, że ta wiadomość go ucieszy.
- Jutro się zobaczymy
- Wypuszczają cię- chyba sam nie wierzył w to co słyszy.
- Dokładnie
-Powiem od razu mamie, jak tylko wróci. Na pewno się ucieszy.
-Odbierzesz mnie?- zadałam to pytanie chodź wiedziałam, że o pozytywną odpowiedź nie mogę liczyć. Szef ojczyma jest niekiedy naprawdę upierdliwy, a i tak dużo pracy zaniedbał przez opiekę nade mną.
- Wiesz skarbie,że nie mogę
- Rozumiem, zobaczymy się w domu.
- Oczywiście. Trzymaj się i do zobaczenia

W takim razie odebrać będzie musiała mnie mama. Może nasze relacje się zmieniły, ale nadal boję się, że może się to wszystko zmienić.

***
Miałam już 17 lat, a nadal nie wiedziałam nic o moim ojcu. Nigdy nawet nie dowiedziałam się jak ma bądź miał na imię.
Zawsze gdy o to pytałam, coś nagle sobie przypominała, lub wychodziła.
Teraz nie mogłam na to pozwolić. Musiałam w końcu się tego dowiedzieć.
Zeszłam na dół, do salonu. Siedziała z Davidem na kanapie.
- Mamo, możemy porozmawiać?
- O czym? - już chyba podejrzewała o co mi chodzi, gdyż ton jej głosu był podniesiony. Jednak wiedziałam, że przyszłam po pełną odpowiedź.
- Chciałabym w końcu usłyszeć prawdę! - teraz to ja podniosłam ton, wiedziałam, że robiąc miła minę zaraz mnie spławi. - Dlaczego nigdy nie poznałam prawdy, a raczej czemu ja nic nie wiem na temat swojego ojca?!
- A czy to takie ważne. -odpowiedziała mi obojętnie. Nic jej nie obchodziło. Traktowała mnie jak nielubianą koleżankę , nie jak córkę. Annę traktowała zupełnie inaczej. Pozwalała jej na wszystko, za na mnie nigdy nie miała czasu.
- Tak i to nawet nie wiesz jak bardzo! - cały czas krzyczałam, byłam strasznie zdenerwowana, ale przyszłam tu tylko w jednym celu. Nie mogę teraz nagle się poddać.
- Chcesz wiedzieć prawdę?! To proszę bardzo. Twój tatulek ma na imię John. I nie był nawet moim chłopakiem, naćpał się i mnie zgwałcił! -wykrzyczała mi prosto w twarz. Nigdy nie sądziłam, że kryje za sobą takie tajemnice - A ty mi tylko o tym przypominasz, bo jesteś tego efektem!- tego zupełnie się nie spodziewałam, popatrzyłam jej prosto w oczy i widziałam w nich ogromną złość.
złość jakiej jeszcze nigdy u niej nie widziałam. Jednocześnie nie wytrzymałam i uciekłam. Wbiegłam prosto do swojego pokoju i wybuchłam płaczem. Nie sądziłam że dowiem sie aż takiej prawdy. Jestem prezentem od znienawidzonej osoby.
Wyjęłam z szafy torbę i automatycznie zaczęłam pakować do niej ubrania. Wzięłam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam.
Przez dłuższą chwilę błąkałam sie bez celu.
Poczułam wibracje. Telefon. Nie chciałam go odbierać, dopóki nie zobaczyłam napisu na wyświetlaczu"Michi".
- Co jest? - uspokoiłam się, ale nadal nie mogłam powstrzymać pojedynczych łez.
- David do mnie dzwonił, podobno uciekłaś.
- Tak, usłyszałam dziś prawdę. Srogą prawdę i nie mogłam tam dłużej zostać.
- Wiesz ze i tak będą cie szukać.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale musze przemyśleć wiele spraw.
- Gdzie zamierzasz się podziać - i tu mnie ma. Nie dawał za wygraną. Miałam chęć sie rozłączyć ale musiałam z kimś porozmawiać.
- Nie mam pojęcia - szczerze odpowiedziałam
- Ehh rodzice wyjechali na tydzień do Niemiec , z chęcią mogę cię przygarnąć.
- Miło z twojej strony. Nie masz nic przeciwko ?
- Nawet nie żartuj. Jesteśmy przyjaciółmi. Czekam
- Dziękuję

I poszłam. Nogi same mnie zaprowadziły.
Zadzwoniłam do drzwi a na ujrzenie w nich postaci nie musiałam długo czekać.
Zaprosił mnie do środka i przytulił. Jego ciepło było mi potrzebne.
- Na razie nic im nie powiem, ale z czasem będziesz musiała wrócić.
- Kilka dni. Musze to wszystko na spokojnie oswoić. - ponownie sie w niego wtuliłam. Taki przyjaciel to mega skarb.
Zawsze jest przy tobie, wspiera kiedy tak naprawdę jeszcze nie zna powodu mojej ucieczki.
Przebrałam sie w luźniejsze ciuchy i zeszłam na dół.
Czekał .
Podał mi gorący kubek herbaty i patrzeliśmy w punkt przed sobą.
W końcu ja przerwałam tą ciszę. Opowiedziałam tu wszystko. Zrozumiał powód. I tym samym znów wybuchłam. Teraz jednak nie byłam sama. Jego bliskość była teraz jak najbardziej potrzebna. Zwykłe bycie.

Mijały dni... David wiele razy próbował się ze mną skontaktować. Nie odbierałam żadnych telefonów. Musiałam w końcu wrócić do siebie. Michi i tak mi dużo pomógł.
Nie dość, że mogłam u niego zostać to jeszcze nie wygadał nikomu prawdy.
Wracam do domu dla Davida i Anny.
- Wracasz już do domu- zapytał z nieciekawą miną Michael.
- Taa, w końcu muszę. Przemyślałam to wszystko i muszę wrócić dla osób które mnie naprawdę kochają, nie mogę ich tak zostawić. - podszedł bliżej
- Jakby coś się działo zawsze przyjmę cię z otwartymi ramionami. -zapewniał mnie tuz przed drzwiami. Przytulił na pożegnanie
- Dziękuję - i wyszłam.
Szłam powolnym krokiem. Nie śmieszyło mi się.
Kiedy skręcałam w naszą uliczkę przeszedł mnie strasz, niepewność czy na pewno dobrze robię. Z każdym krokiem myśli narastały.
Na schodach zauważyłam Anne. Siedziała zamyślona. Wzięłam głęboki oddech i weszłam
- Boże! Wróciłaś- rzuciła mi się wprost na szyję, nie sądziłam, że mój powrót będzie tak wyczekiwany. - dlaczego to zrobiłaś ? - zapytała z wielkim żalem, nie byłam w stanie odpowiedzieć na to pytanie, stałyśmy przytulone do siebie, do momentu otworzenia się drzwi.
David i mama.
Moje oczy już nie wytrzymywały.
Jedna łza, dwie i nagle zrobiła się ich cała masa.
Podeszła do mnie, nie wiedziałam czego się spodziewać
- Przepraszam - jej oczy były napełnione smutkiem. wiedziałam, że wypowiedziane słowa są prawdziwe.
- Rozumiem cię
- Właśnie, że nie rozumiesz. Wypowiedziałam to wszystko w złości, nigdy nie uważałam cię jako błąd. Zawsze byłaś moją ukochaną córeczką, ale nigdy nie umiałam tego okazać - żal widniejący z jej oczach tylko pogłębiał mój smutek.
- Proszę tylko nie płacz. Damy radę, żyjmy dalej - próbowałam jakoś ratować tą sytuację, ale nie wychodziło mi najlepiej.
W końcu odważyłam się i przytuliłam ją.
Rozpłakałyśmy się. Nie mogłyśmy dłużej tego w sobie trzymać.

Od tego momentu starałyśmy się żyć normalnie. Jednak moje serce nadal miało w sobie słowa wypowiedziane tamtego dnia. Ważne, że wszystko sobie wyjaśniłyśmy. W końcu poczułam, że mam mamę. Mogłyśmy rozmawiać bez złośliwych spojrzeć na temat nie znanej prawdy. Tamte słowa nadal bolą, jednak ból z dnia na dzień sie zmniejsza.

***
-Cześć kochanie, nareszcie wracamy do domu- do sali wkroczyła uśmiechnięta od ucha do ucha mama, dobrze znów jest zobaczyć ją uśmiechniętą.
- Mhm,
- Nie cieszysz się?
- To nie zmienia faktu, że nadal jestem chora
- Może faktu to nie zmienia, ale skoro możesz już wracać do domu, choroba trochę ustąpiła.
- Może i tak, za pół godziny ma przyjść lekarz i wszystko powiedzieć mi na ten temat. No i przekazać wypis.
- Będzie dobrze, damy sobie ze wszystkim radę
Czy oby na pewno?
To ja muszę z tym walczyć.
Muszę walczyć i z chorobą, jak i z milionem myśli na temat Michiego. Chyba odezwę się do niego jako pierwsza. Nie zniosę dłużej tej ciszy....

---------------------------------------------------------------
Nareszcie!
Znalazłam czas, i wiele pomysłów.
Rok szkolny ruszył.
Poniedziałki będą katastroficzne we względu na przedmioty :/
Następny rozdział postaram się dodać w następnym tygodniu.
:))
Przepraszam za wszelkie błędy, ale zazwyczaj piszę w pośpiechu i ich nie zauważam :)

Komentujcie