środa, 30 grudnia 2015

13. Kocham Cie


*Sarah*

Pierwsza noc. Pierwsze problemy. Jakie? Z zaśnięciem...
Pierwszego dnia zazwyczaj nie mogę normalnie spać. Przez co kolejnego dnia jestem wyczerpana. Kręcę się z boku na bok. Trwa to już dobre 2 godziny i nadal nic.
Schodzę do kuchni, po szklankę zimnej wody, jednak przebywając w pomieszczeniu coś mnie drgnęło. Czuję tutaj czyjąś obecność. W strachu szybko zapalam światło i co widzę? Michi najwyraźniej też nie może zasnąć. Wymieniamy się spojrzeniami, a ja oddycham z ulgą.
- Chcesz chyba, abym dostał zawału - Mówi mój towarzysz kiedy w końcu oddycha spokojnie.
- I wzajemnie... - Nalewam wody do szklanki, a on patrzy na każdy mój ruch - Też nie możesz spać? - Pytam zaciekawiona. Na odpowiedź długo czekać nie muszę.
- Jasnowidz? - Biorę łyk wody, a on nadal mnie bacznie obserwuje. Patrzę na niego zdziwiona, ale on chyba nic sobie z tego nie robi. - Co? - Zapytał ze zdziwieniem. Ach ten człowiek jest czasem nienormalny.
- Pstro - Upijam kolejny łyk wody - Patrzysz się na mnie jakbyś mnie z pół roku nie widział.
- Po prostu chciałbym ci coś powiedzieć - Czy ja dobrze usłyszałam? Czyżby jakaś tajemnica? Siadam na najbliższe krzesełko i czekam . - Powiem prostu z mostu, tak jest chyba najlepiej. Zakochałem się...
Patrzę na niego nie dowierzając w to co usłyszałam. Zamiast cieszyć się razem z nim, poczułam ukłucie w sercu. To nie jest przyjemne uczucie.
- Znam ją? - Zapytałam wysilając się na choć maleńki uśmiech. Nie chcę, aby coś zauważył. Moje serce płacze.
- Znasz, na pewno. Znam się z nią już bardzo długo - Nie mam zielonego pojęcia kim może być. Zna ja długo, zawsze mówił mi o jakiś nowych znajomościach, przedstawiał. Nie wiem co mam w tej chwili myśleć. Najchętniej uciekłabym teraz do pokoju i wypłakała się w poduszkę. To tylko potwierdza, że czuję do niego coś więcej.

Zakochana w przyjacielu, który marzy o innej. Ciekawa sprawa.
Od godziny leżę w łóżku, ale sen jak nie przychodził tak go nie ma. Choć po tym co usłyszałam wątpię, abym zdołała zasnąć.
Może mu wszystko powiedzieć? Raczej zły pomysł. Zniszczyłabym w ten sposób cały wyjazd.
Moja playlista w telefonie to raczej mieszanka smutnych piosenek z rapem. Nastroju mi raczej nie poprawią.
Zastanawia mnie również to, czemu powiedział mi to dopiero teraz. Czemu akurat tutaj.
Bał się?
Może myślał, że gdy się dowiem kim jest ta szczęściara będę skakać ze szczęścia i robić wszystko, aby byli razem?
Co to to nie. Najchętniej zabroniłabym jej zbliżania się do niego. Nie zgadzałabym się nawet na głupie rozmowy przez telefon.
A może by tak zrobić?
Trzeba tylko ją poznać. Będę musiała znieść ten miesiąc.
Gdyby tak pomyśleć, to teraz chyba powinnam kłaniać się przed Gregorem, za ten pomysł, aby Michi przyleciał z nami. Na myśl, że mogliby być w tej chwili razem....
Prędzej czy później się wygada.
Czuję, że będzie to szybciej niż się może wydawać.

*Michael*

Idiota. Idiota. Idiota.
Tylko takie stwierdzenie przychodzi mi do głowy. Chyba nie miałem czego mówić, albo po prostu ktoś dorzucił do wody czegoś na mega głupotę. 
Teraz weź się chłopie z tego wyplącz. Trzeba coś wymyślić. Tylko co?
Przecież nie powiem, że to zakochanie to jakaś pomyłka lub żart. 
Największy debil na świecie. 
Jednak, gdy jej to powiedziałem nie zareagowała jakoś radośnie. Zauważyłem w tych pięknych oczach smutek i rozczarowanie. Co za tym idzie, nie podobało jej się to co powiedziałem. A to może oznaczać, że coś do mnie czuje?
Hayboeck palnij ty się czasem w ten durny dekiel. 
A to za dużo mówisz, a to za dużo myślisz... 
Gdyby było to jednak prawdą to... - Zraniłem ją - mówię sam do siebie. Teraz mam co do tego wyrzuty sumienia. Nie mogłem wytrzymać? Bo po co to palnąłem.
Zawsze coś spieprzę.
Dzwonię do Stefana. Na całe szczęście u nich jest inna strefa czasowa. Inaczej wolałby wysłuchać swojego łóżka niż mnie. Z resztą jest 2 w nocy.
Odbiera już po dwóch sygnałach:

- Nareszcie dajesz jakiś znak życia! - Miłe przywitanie, ale fakt zapomniałem do niego napisać. - Co cię do mnie sprowadza. Zapewne u was jest środek nocy.
- Trochę spierdoliłem sprawę - Mówię szybko i chyba trochę za głośno.
- Możesz trochę jaśniej? - Pyta, a ja mu o wszystkim opowiadam. O dziwo zamiast kazania i lamentowania słyszę... śmiech? - No to przyjacielu wpadłeś po uszy. Musisz to jak najszybciej wyjaśnić. - Tyle to i ja wiem. Problem tylko jak?
- Jakbym wiedział, że tak mi pomożesz to bym chyba nie dzwonił
- Oj dobra. Nie obrażaj się. - Oznajmia. Mimo tego, że go w tej  chwili nie widzę, wiem że w duszy się ze mnie śmieje. Zbyt długo już go znam. - Rozmawiałem z Gregorem i mam dla ciebie pewną wiadomość. Tylko jak się wygadasz to cię uduszę.
- Dobra gadaj
- Roksana nie tak dawno rozmawiała z Sarah i ta wyznała jej, że czuje do ciebie coś więcej. - I tu przestałem go słuchać. Czyli jednak ją zraniłem moimi nieprzemyślanymi słowami. Gdybym tylko mógł cofnąć teraz czas. Wszystko potoczyłoby się inaczej. Spróbowałbym wyznać jej wszystko co czuję. - Ej! Jesteś tam? - Krzyknął, a ja ocknąłem się z zamyślenia
- Jestem. Sorry, zamyśliłem się.
- W takim razie powtórzę ci to co przed momentem tak pięknie powiedziałem. - Tym razem postaram się go wysłuchać do końca - Powiedziała to jej w tajemnicy, ale jak to już zapewne wiesz ona wszystko mówi Gregorowi. - To akurat prawda. Ich związek polega jak to mówią na ,,pełnej szczerości''. Mają małe tajemnice, ale jeśli chodzi o kogoś z bliskiego otoczenia to niestety te tajemnice wychodzą na światło dzienne. - A ten powiedział mi. - Obydwoje się zaśmialiśmy. - Teraz ja mówię to tobie więc skorzystaj z tej szansy i naprawiaj to co zniszczyłeś.
- Dzięki - Mówię szczerze - Przepraszam cię, ale teraz już chyba w końcu położę się, bo jestem strasznie zmęczony.
- Niech ci się twój aniołek przyśni - Najchętniej uderzyłbym go teraz w tą piękną twarzyczkę.
- Weź się ode mnie odczep. Odezwę się kiedy indziej
- Czołem i powodzenia

Rozłączyłem się i szybko odłożyłem telefon na szafkę przy moim łóżku.
Ten człowiek może i często mnie denerwuje, jednak niekiedy jest bardzo pożyteczny. Po powrocie do Austrii postawię mu duże piwo. Bardzo duże. Może nawet dwa.

*Tydzień później*

Mia i William bardzo dbają, aby niczego nam nie brakowało.
Organizują nam wiele wycieczek. Okazuje się, że San Diego to naprawdę piękne miasto. Chłopak naszej przyjaciółki opowiada nam bardzo dużo ciekawostek o tym mieście. Mimo iż mnie one interesowały, połowę moich myśli zajmowała tylko jedna sprawa.
Nadal nie wyznałem Sarah tego co do niej czuję. Od tamtej nocy trochę się między nami zmieniło.
Chodzi zamyślona. W jej oczach jest wielki żal, a jednego ranka nawet podejrzewałem, że płakała.
Dwukrotnie zbierałem się na wyznanie prawdy. Niestety w ostatniej chwili opuszczała mnie cała odwaga.
Dziś miało być inaczej. Właśnie tego dnia chcę wszystko wyjaśnić.

Jest dokładnie 16:34
Wychodzimy na plażę. Sarah jest dziś od samego rana wesoła. Jakby zapomniała o tamtych słowach. Może to i lepiej. Miło jest widzieć ją uśmiechniętą.
Do wyjścia namawiała mnie cały dzień. Niestety nie mogłem ulec jej urokowi. Poza tym zniszczył bym jej nastrój.
Droga nie jest długa. Mija nam w naprawdę świetnej atmosferze. W końcu jej  oczy tryskają radością, czego brakowało przez cały poprzedni tydzień.

- Chodź ze mną - Mówi moja towarzyszka, ciągnąc mnie za rękę. Ona kocha wodę nic też dziwnego, że od razu ją tam ciągnie.
- A kto przypilnuje tych wszystkich rzeczy? - Pytam, a na jej twarzy pojawia się zaskoczenie
- Od kiedy ty się tym przejmujesz? Proszę - Puszcza mi oczko, na co reaguję śmiechem. Kręcę głową i idę z nią.

Ta dziewczyna tryska dziś energią jak nigdy. Ten wyjazd to prawdopodobnie najlepszy pomysł na świecie.
Woda działa na nią pobudzająco.
Po godzinnych wygłupach wracamy, gdyż teraz naszej gwieździe zachciało się opalać. Na to zgodziłem się bez mniejszych sprzeciwów. Chciałem skorzystać z tych wakacji i trochę, a nawet bardziej niż trochę opalić moją skórę.
Śmiejemy się. Wygłupiamy tak jak za dawnych czasów. Wiele osób na plaży patrzy się na nas jak na dwójkę dzieci. W ogóle się tym nie przejmujemy. Jesteśmy przecież sobą. Tacy jesteśmy i nic oraz nikt tego nie zmieni.
Niestety to co dobre szybko się kończy. Udaliśmy się w drogę powrotną do ,,naszego''  domu.
Ten dzień zdecydowanie będzie należał do najlepszych, odkąd tutaj jesteśmy. Kto wie, może zakończy się jeszcze lepiej.
Wpadamy na posesję jak burza. Od razu przebieramy się w suche ubrania. Te mokre wieszamy na tarasie.
Szybko znajdujemy się w salonie, szukając jakiegoś ciekawego filmu. Sarah uwielbia dramaty więc musiałem obejrzeć to razem z nią. Powiem szczerze, że film który aktualnie oglądamy nie jest zły. Spodobał mi się. Mimo iż nie przepadam za takim gatunkiem filmowym jest naprawdę poruszający. Jego tytuł to Niemożliwe . Oczywiście robiłem za chusteczkę. Przyznam się, że ja również uroniłem jedną, aj no dobra kilka łez. Film pokazał, że nawet kiedy jest dobrze., mamy kochające osoby obok może wydarzyć się coś co zakłóci nasz spokój. Także to, że nie wiemy co może wydarzyć się w naszym życiu.

- Ejj, ktoś tu się wzruszył! - Patrzy na mnie czerwonymi od płaczu oczami. Na co odpowiadam zwykłym, szczerym uśmiechem. - Czyli jednak, mam nadzieję, że nas tutaj żadne niemiłe przygody nie spotkają. - Mówi wtulając się we mnie. Przytulam ją szczelnie, choć wiem, że jest tym zdziwiona. Chyba czas najwyższy...
- Możemy porozmawiać? - Pytam, delikatnie głaszcząc jej włosy
- Oczywiście. Z tobą mogę rozmawiać nawet w nocy - Odpowiada patrząc w moje oczy. Widać w  nich ogromną nadzieję. To dla mnie szansa. No Hayboeck nie popsuj tego.
- Pamiętasz, jak mówiłem ci tydzień temu, że się zakochałem? - Robi smutną minę. Przytakuje skinieniem głowy. Siada prosto odsuwając się ode mnie. - Chodziło mi o ciebie - Mówię i patrzę w punkt naprzeciwko mnie. Nie wierzy w to co usłyszała. W końcu odwraca wzrok w moją stronę, a na jej twarzy znów pojawia się mały, ale jednak uśmiech. - Kocham Cię


-----------------------------------------------------------
Hello!
Uwinęłam się z rozdziałem szybciej niż myślałam.  Przeczytałam to parę razy więc mam nadzieję, że żadnych błędów nie ma. Jeśli jakieś są to z góry przepraszam :( 



Następny na pewno po nowym roku :"D mam wolne do 7 stycznia, więc może do tego czasu się wyrobię :))
Szczęśliwego Nowego Roku kochani! Niech będzie lepszy od 2015. Ja bardzo na to liczę. 
Buziaki :* i do zobaczenia w nowym roku!


piątek, 18 grudnia 2015

12. Przygoda rozpoczęta


Kiedy usłyszałam, że zbliżamy się do lądowania zaczęłam budzić mojego towarzysza. Spał naprawdę słodko, aż żal mi było ten widok przerywać. Szturchnęłam go w rękę, a na reakcję długo czekać nie musiałam. Jeśli chodzi o sen, wszystko może go obudzić, jest naprawdę wrażliwy na dźwięki i ruchy. Potrafi go obudzić nawet zwykłe wyjście do toalety. 
Taka wrażliwość ma wady, ale i zalety. 
Uśmiecham się w jego stronę, widząc jego zaspaną twarz. Ciężkim sposobem, ale odwzajemnił gest. Wyglądał słodko i... śmiesznie.
Delikatnie się do niego przytulam. Wyczuwam jego zdziwienie, a na twarzy Mii pojawia się ogromny uśmiech. Puszcza mi oczko i znów pochłania się w dźwięki muzyki. Moje ciało po raz kolejny opanowuje ciepło. Przyjemne ciepło.
Kiedy ja je ostatnio czułam? Oj bardzo dawno. Ostatnio zakochana byłam... nawet sama nie pamiętam kiedy wiem tyle, że to bardzo dawno temu.
Zakochać się w przyjacielu, w dodatku najlepszym. Lepiej być nie mogło, nieprawdaż?
Z wielkim smutkiem siadam z powrotem na swoje miejsce.

Na lotnisku jest ogromny tłok. Podejrzewam, że ci wszyscy ludzie wylatują na jakieś wakacje.
Mijam uśmiechnięte od ucha do ucha rodziny i przypominam sobie, że ja również o takiej marzyłam. Chciałabym mieć taką gromadkę dzieci, kochającego męża, ale... Zawsze jest jakieś ,,ale'', najpierw muszę wyzdrowieć, a to jest okropnie ciężkie. Dzisiejszym marzeniem jest to, aby te cholerstwo dało mi w końcu spokojnie żyć. Aby zniknęło z mojego życia raz na zawsze. A jeszcze nie dawno nikomu nie chciałam o tym mówić. Człowiek i jego poglądy na pewne sprawy czasem szybko się zmieniają.

Pół godziny próbujemy się stąd wydostać, jednak nadal tkwimy w miejscu. Podobno na kogoś czekamy nie wiem tylko na kogo. Do rzeczywistości przywraca mnie piszcząca Mia, która chwilę później ląduje w ramionach jakiegoś chłopaka. Już chyba nawet wiem kim dla niej jest. Mężczyzna z jej opowieści. Na pierwszy rzut oka wydaje się naprawdę spokojny i okropnie zakochany. Skoro po nim tak to widać to zastanawiam się czy ja jestem pod tym względem bezpieczna. Uśmiecham się w stronę stojącej już obok mnie przyjaciółki, ta natomiast bierze sprawy w swoje ręce:
-Ze względu, że wy się nigdy nie odezwiecie, tak: Sarah to jest mój chłopak William - podaję mu rękę i lekko uśmiecham się - William to moja najlepsza pod słońcem przyjaciółka - odwzajemnia mój gest i jak prawdziwy dżentelmen całuje moją dłoń. Mia trafiła chyba na idealnego dla siebie faceta.
Kiedy przyjaciółka przedstawia swojego chłopaka Michaelowi miałam coraz większe chęci wyjść w końcu z tego lotniska i zobaczyć to wszystko co znajduje się na zewnątrz.  Chyba to zauważyli.
-To co, gotowa na nową przygodę? - Usłyszałam obok głos Michiego, który brał właśnie moje walizki.
-Na przygodę jestem jak najbardziej gotowa, ale co do walizek to proszę cię daj mi je. - Popatrzył na mnie i wiedziałam, że łatwo to mi ich nie odda.
-Szybko się nie dogadacie więc powiem coś ja - Głos zabrała Mia, byłam ciekawa co tak naprawdę wymyśliła - Jesteście tutaj przeze mnie więc to ja razem z Williamem weźmiemy te walizki i teraz nie zrobicie nic aby nas powstrzymać. - Oznajmiła, a ja jedynie bezwładnie rozłożyłam ręce. Nie wygramy z nią. Pozostaje nam jedynie grzecznie za nimi iść.
Szybko uderza mnie fala świeżego powietrza. Wchodzę po schodach i zatrzymuję się rozglądając dookoła. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Wiele palm i przede wszystkim ten piękny widok.
Powietrze różni się od tego z Austrii.
Uśmiecham się i grzecznie podążam za moimi towarzyszami. Widzę, że nie tylko ja jestem zachwycona tym miejscem. Michaelowi nie zgodzi z twarzy uśmiech, patrzymy na siebie i niespodziewanie wybuchamy śmiechem.
Wsiadamy do samochodu William'a. Powiem, że jego bryka nie jest taka zła. Widać, że razem z Mią dobrali się idealnie. Mają te same poczucie stylu.
Mijamy jedną ulicę po drugiej. San Diego jest wprost nieziemskie. Bardzo odbiega od mojego miejsca zamieszkania. Przez prawie całą drogę nie odzywamy się. Jedziemy w ciszy co nam naprawdę nie przeszkadza. Jest bardzo przyjemna. Mamy choć moment na odpoczynek.
Wielkie domy z ogromnymi ogrodami. Po prostu jak w najlepszym amerykańskim filmie.
Uśmiecham się pod nosem nie mogąc uwierzyć, że dzieje się to naprawdę.
-Jest mała zmiana planów -Oznajmia Mia, przerywając długą ciszę - Mieliście zamieszkać w hotelu, jednak damy wam więcej przestrzeni i ''wynajęliśmy'' wam dom. - Chyba nie za bardzo wierzę w to co usłyszałam. Dom? Dla dwójki osób? To przecież nienormalne
-My wam za to nigdy nie oddamy. Lot, a teraz dom przecież to fortuna - Zaczął Michael, ale jak najbardziej się z nim zgodzę.
-Co do lotu, to ja to wszystko wymyśliłam, ale jakoś się dogadamy. Natomiast domem się nie martwcie. Należy, a raczej należał on do siostry Williama, pomieszkuje on w nim na co dzień. Jest na tyle dobry, że na ten czas przeprowadza się do mnie, a tym samym cały dom jest wasz. - Oczy wyszły mi z orbit, z resztą towarzyszowi obok również. Ale, zaraz jak to należał?
-Mam tylko jedno pytanie - Większej ilości raczej nie wymówię - Jak to należał? - William zaśmiał się pod nosem i nareszcie przyłączył się do naszej rozmowy
-Po prostu po ślubie przeprowadziła się do swojego wybranka, spokojnie. - Szybko odetchnęłam z ulga. Czego ja się w ogóle spodziewałam? Do głowy przyszły mi same negatywne wyobrażenia. Już o tych pozytywnych nie pomyślałam.
Zatrzymujemy się przed pięknym białym domem. Dwupiętrowy z dużym balkonem. Wychodzę z samochodu i patrzę przed stojący przede mną budynek.
Chwile później podążam już ścieżką do drzwi. Chłopak mojej przyjaciółki otwiera je i zaprasza nas do środka. Od razu znajduję się w salonie. Jest naprawdę przytulny. Ściany są koloru czekoladowego. Część pokoju zajmuje długa szara sofa i drewniane szafeczki z książkami. Na pierwszy rzut oka widać jednak duży kominek.  Zdołałam wypowiedzieć tylko głupie ,,woow'' . Tu było naprawdę pięknie. W życiu nie spodziewałam się iż będę mogła mieszkać w takim domu. Szybko zostaliśmy oprowadzeniu po całym pomieszczeniu. Oczywiście zaklepałam pokój z balkonem. Widok z niego jest nieziemski. Mimo, że kawałek dzieli nas od oceanu to doskonale go widać.

Zaczęłam się rozpakowywać. Nie powiem, aby szło mi to szybko. Na szczęście moja szafa jest duża więc problemu z brakiem miejsca chyba nie będzie.
Moja praca trwa już dobre piętnaście minut, a efektów jakoś szczególnie nie widać. Rozpakowywanie nie należy do moich ulubionych czynności. Wszystko musi znaleźć odpowiednie miejsce. U mojej osoby jest to bardzo skomplikowane. Układam ubrania pod paroma względami. Po pierwsze muszą być równo ułożone co nie zawsze jest takie proste. Po drugie układam je od najmniej chętnie zakładanych do moich ulubionych. Ten proces jest trudny do wykonania, ale jak najbardziej realny.

*Michael*

Piękne miasto, piękne krajobrazy, piękny dom. To chyba za dużo. Za dużo dobrego jak na taki krótki okres czasu. Nadal nie mogę w to wszystko uwierzyć. Myślę, że jest to jeden wielki sen, z którego za moment się obudzę.
Po wyjściu Mii i Williama z twarzy mojej współlokatorki nie schodził uśmiech, a to chyba najważniejsze. Choć widać, że sama nie może uwierzyć w to co się teraz dzieje.
Szybko rozpakowałem swoje rzeczy. Zszedłem na dół i zdziwił mnie brak Sarah.
Czyżby nadal tkwiła przy rozpakowywaniu się? Ta dziewczyna jest nienormalna. Oczywiście pod żadnym negatywnym znaczeniu.
Pukam do jej pokoju, a na znak wchodzę do niego. Widzę dziewczynę siedzącą po środku ogromnej ilości ubrań. Śmieję się pod nosem, na co przyjaciółka mierzy mnie wrogim spojrzeniem. To jeszcze bardziej wzbudza u mnie śmiech. Tym razem jednak śmieje się ze mną. Kocham ten jej uśmiech i to chyba za bardzo.
-Może być pomógł? - Pyta już z udawaną obrazą. Ona umie szybko zmieniać twarz. I to bardzo szybko. -Głuchy? - Pyta po raz kolejny, tym razem rzuca we mnie swoją bluzką, którą zaraz grzecznie składam.
-Pasuje? -Pytanie za pytanie. Przytakuje głową śmiejąc się ze mnie. -Jak się czujesz... w tym nowym miejscu? - Czyżby to był jakiś wieczór pytań, bo w przeciągu tej chwili jest ich zdecydowanie za dużo.
-Szczerze? Uszczypnij mnie... - Wykonałem polecenie na co zareagowała syknięciem, a ja śmiechem - Nie aż tak mocno! - Powiedziała z grymasem. Chciała, więc winien się nie czuję. -Dziwnie tak trochę - Czyżbym zauważył smutek? Cudem przedostaję się do przyjaciółki i przytulam ją do siebie na co znów się uśmiecha. I o to chodziło.
-Jesteśmy tutaj razem, dlatego też zero smutków. Zrozumiano?
-Jak najbardziej szefie, a teraz przepraszam, ale jak widzisz muszę tutaj trochę ogarnąć . - Uśmiechnąłem się i wyszedłem kierując się do kuchni.
Nasza przygoda została rozpoczęta, a co za tym idzie muszę spełnić obietnicę daną Stefanowi.

-------------------------------------------------------
Witajcie :))
Długo dałam na siebie czekać, ale cóż oceny się same nie poprawią, a chcę je mieć jak najlepsze.
Poza tym znów miałam problemy zdrowotne...
O ile się nie mylę to najdłuższy z rozdziałów, jakie kiedykolwiek napisałam (tak mi się wydaje)
Opinia należy do was :*
Przede wszystkim dziękuję za te ponad 7 tyś. wyświetleń *-* Szczerze, to nie sądziłam na początku, że będzie ich aż tyle.
I ostatnie... do świąt raczej nic nie napiszę więc już z tego miejsca życzę Wam kochani Wesołych Świąt :)) 
Prezentem dla mnie będzie każdy wasz komentarz :") więc do dzieła :*
Do zobaczenia za dwa/trzy tygodnie !
Ps. Gdzie jest śnieg ja się pytam!?