niedziela, 17 stycznia 2016

14. Musimy porozmawiać



Budzą mnie promienie słońca, które bardzo w tej chwili rażą moje oczy. Przecieram je i próbuję przewrócić się na drugi bok. Niestety coś mi przeszkadza. Śmieję się w duchu i staram się jak najdelikatniej uwolnić swoje ciało z uścisku Michaela.
Niestety moje próby idą na marne. Muszę czekać aż się obudzi, a to może chwilkę potrwać.


- Kocham Cię - Powiedział spokojnie, a moje myślenie się momentalnie wyłączyło. Moje uczucia są odwzajemniane. Patrzę w jego stronę, jednak jego wzrok skierowany jest na ścianę naprzeciwko niego. Trochę mnie to denerwuje. Biorę jego twarz w moje dłonie i patrzę w jego piękne oczy. 
- Możesz powtórzyć? - Pytam szeptem uśmiechając się w jego stronę.
- Kocham cię - Powtarza spokojnie. Zamykam oczy nie wierząc we własne szczęście. - Wszystko dobrze? - Pyta z troską
- Jak najbardziej - Przysuwam się do niego i delikatnie go całuję. Mija chwila zanim odwzajemnia pocałunek. Chyba za bardzo nie dociera do niego to co dzieje się w tej chwili. Moje ciało się rozluźnia. Czuję całą masę ,,motylków'' w moim brzuchu. - Też cię kocham - Szepczę, odrywając się od niego.  I znów czuję jego ciepłe wargi na swoich. Z każdą chwilą całował mnie coraz pewniej i namiętniej. Pragnęłam więcej i więcej. Położył mnie delikatnie na kanapie i zaczął składać na mojej szyi delikatne pocałunki. Pragnęłam go coraz bardziej. Jego dłonie błądziły po moim rozgrzanym ciele.
To co dobre niestety szybko się kończy. Jeden głośny huk i ekspresowo od siebie odskakujemy.
- Oho, burza nas odwiedziła - Powiedział kiedy udało unormować mu się oddech. - Przepraszam 
- Za co? - Pytam trochę zdezorientowana tym co przed momentem usłyszałam. 
- Trochę mnie poniosło - Prycham. Nie wiem co powiedzieć. Trochę NAS poniosło. Trzeba przyznać, że gdyby nie to znienawidzone przeze mnie zjawisko atmosferyczne zapewne doszłoby do czegoś więcej. Między nami nastała cisza. Co chwila chcę się odezwać... Tylko co ja mam powiedzieć. - Nienawidzę tej ciszy - Dziękuję w głębi duszy, za to że właśnie on przerwał tą okropną ciszę między nami. 
- Zgodzę się z tobą. Też za nią nie przepadam. - Oznajmiam, siadając po ,,turecku'' . Za oknem widać coraz większą zawieruchę. Burza to mój odwieczny wróg. Kiedy byłam jeszcze małym dzieckiem, Gregor zazwyczaj zamiast mnie pocieszać, to tylko straszył. Michi robił to samo. Wiedzieli, że cholernie się jej boję. Wolałam się podczas niej ewakuować do bezpiecznego miejsca. Bez nich. Z czasem raczej o tym zapomnieli. Może mieli wyrzuty sumienia? Niee. Oni? Nigdy - O dziwo jeszcze mnie nie straszysz
- Dlaczego miałbym... Aaaaa. Pamiętam... Wyrosłem z tego - Mówi, patrząc rozbawionymi oczami w moją stronę.  - Chodź tu, bo zaraz mi tu jeszcze zawału dostaniesz. - Klepie miejsce bliżej jego osoby, a ja szybkim ruchem się do niego przysuwam. Od razu obejmuje mnie ramieniem. Opieram głowę o jego tors. - Wiesz, że gdyby nie ta twoja ulubiona burza...
- Doszłoby do czegoś więcej - Przerywam mu - nie jestem małym dzieckiem Michi... Chociaż... podobało mi się - Sama nie wierze w to co powiedziałam. Skąd ta odwaga? 
- Jakby ci się nie podobało dostałabyś ode mnie dawkę łaskotek - I w tym momencie zaczęłam żałować, że jestem tak blisko niego. Wiedział gdzie mam największe łaskotki. Wykorzystał to przeciwko mnie. Z moich oczu szybko zaczęły lecieć łzy rozbawienia. Jego zabawę przerwał kolejny huk... i ciemność ? 
- No to nie mamy prądu - westchnęłam. Usłyszałam cichy śmiech. Oczywiście wiedziałam do kogo należy. Chciałam uderzyć go lekko w bark, niestety przez tą ciemność nic nie widziałam. Trafiłam w policzek
- Ejj! Za co to było?! - Krzyknął, ale bardziej pisnął  nie wiedząc o co mi dokładnie chodzi.
- Oj nie krzycz. Po prostu nic nie widzę i tak wyszło - Oznajmiam spokojnie. On natomiast wstaje i kieruje się w stronę... Nie widzę. 
- Za dziesięć minut po ciebie zejdę. Nie ruszaj mi się tylko z miejsca! - Słyszę z oddali. Wiem chociaż, że jest na górze. Nie pozostaje mi nic innego niż cierpliwie czekać. Moją jedyną deską ratunku jest telefon. Zupełnie zapomniałam o tym, że mam go w kieszeni moich spodenek. Kiedy mam zamiar napisać wiadomość do Mii, słyszę schodzącego, a raczej zbiegającego Michaela po schodach. Świecę telefonem w jego stronę, ten jednak nic sobie z tego nie robi i bierze mnie na swoje ręce. Znów się śmieję. 
Światłem z telefonu oświetlam naszą drogę. Kierujemy się do jego pokoju. 
Mam się bać?
- Zamknij oczy - Szepcze wprost do mojego ucha, a ja posłusznie wykonuję jego polecenie. Słyszę otwierane drzwi. Stawia mnie na nogi i tym razem prosi o otworzenie oczu. Chwilę się waham, jednak robię to, o co prosi. 
Widok mnie onieśmiela. 
Cały pokój udekorowany jest  świeczkami. Momentalnie zakrywam dłonią usta i patrzę na to ze wzruszeniem. 
Jestem zakochana w świeczkach. Doskonale o tym wiedział. Może zabrzmi to głupio, ale to właśnie one pozwalają mi odpędzić strach. Nadają takiego niepowtarzalnego uroku. 
- Podoba się? - Obejmuje mnie w pasie i pyta. Czuję jego ciepły oddech na mojej szyi. 
- Nawet nie wiesz jak bardzo 
Nasza rozmowa różni się od pozostałych. Jesteśmy ze sobą szczerzy jak jeszcze nigdy.  


Wiercenie się Michaela pozwala przewrócić mi się na drugi bok. I pomyśleć, że ten śpioch jest teraz mój? Ciężko mi w to uwierzyć. Nie mogę się powstrzymać i składam na jego ustach delikatny pocałunek. Otwiera jedno oko i promiennie uśmiecha się w moją stronę. Przyciąga mnie do siebie jeszcze bardziej i wtula się w moje ciało. Z trudem sięgam po mój telefon. Dziesiąta pięćdziesiąt trzy.
Cholera
Za godzinę ma być tu Mia.

- Najchętniej to bym stąd nie wychodziła, ale...
- Zostań jeszcze chwilkę - Przerywa mi i złącza nasze dłonie.
- Wygrałeś - Puszczam mu oczko, a ten jedynie szczerzy się jak głupi. Wczorajszego wieczoru zdaliśmy sobie sprawę z tego, jakimi byliśmy głupcami. Oboje tak długi czas ukrywaliśmy swoje uczucia.

Słyszę dzwonek do drzwi i zdaję sobie sprawę, że... zasnęłam!
Brawo Sarah. Jesteś bardzo mądra.
Jedynym plusem jest to, że jestem w codziennych ciuchach, a moje włosy są związane więc nie wyglądają najtragiczniej. Naszą wczorajszą rozmowę przerwał sen i dzięki temu nie zdążyłam przebrać się w ciuchy do spania. To może i lepiej.
Szybko zbiegam otworzyć drzwi. Widok mnie nie dziwi.
Mia patrzy na mnie jak na wariatkę.
- Gdybym wiedziała, że śpisz to bym tak wcześnie nie przychodziła - Rzuca wchodząc do środka. Jedyne to mnie zastanawia to skąd wie, że spałam? - Wydały cię śpiochy pod oczami!
- Nie spałam... Zasnęłam...
- Kobieto nie musisz mi się tłumaczyć. Masz wakacje - Mówi kręcąc głową. - Zbieraj się. Ja poczekam - Uśmiecham się w jej stronę i ekspresowo nie ma mnie już w salonie. Przebieram się w świeże ubranie, rozczesuję włosy i robię sobie leciutki makijaż. Niewidzialna siła ciągnie mnie jeszcze do pokoju Michaela i każe złożyć na jego policzku delikatnego buziaka. Mamrocze jeszcze coś pod nosem. Ja w tym czasie ulatniam się z pokoju i wychodzę z przyjaciółką na zakupy.
Mojego dobrego humoru nie da się nie zauważyć. Od rana nie schodzi mi uśmiech z twarzy.
W końcu czuję się szczęśliwa!
Niesamowite uczucie.
Czuję na sobie wzrok mojej towarzyszki. Przygląda mi się od dłuższego czasu.  Odwracam się w jej stronę i robię chyba dosyć śmieszną minę, gdyż Mia wybucha niespodziewanym śmiechem. Siadam na pobliskiej ławce i nie zamierzam się z niej ruszać dopóki nie powie o co jej chodzi.
Teraz to ona nie wie o co mi biega.

- Czemu nie idziemy? - Pyta trochę zdziwiona moim zachowaniem.
- Chcę po prostu wiedzieć, dlaczego od początku tak mi się przyglądasz. Powiesz i idziemy dalej. - Odpowiadam. I znów ten uśmieszek na jej twarzy.
- Sarah... Przecież widać, że coś musiało się wydarzyć. Od rana jesteś zbyt wesoła. - Więc chodzi o to. I od czego by tu zacząć?
- Tak naprawdę... - Zaczynam, ale nie wiem co mam powiedzieć. Prosto z mostu? Poczekać? - Ja i Michi...
- Przespaliście się ze sobą ! - Przerywa mi i krzyczy. Niejeden przechodzień spojrzał w naszą stronę. Szybko kręcę głową, na co patrzy na mnie jeszcze intensywniej. - Jak nie to, to co?
- Stwierdziliśmy, że...
- Stwierdziliście, że? - I znów mi przerywa. Zaraz zrezygnuję z chęci odpowiedzi.
- Musisz mi przerywać?! - Powiedziałam zdecydowanie za głośno. - Przepraszam. Spróbujemy bycia razem.
- Nareszcie! - Pisnęła z radości - Nawet nie wiesz jak się cieszę! - Mocno mnie przytuliła - Trzymam za was kciuki. Wy się tak kochacie! Musi wam się udać! - Krzyczy z entuzjazmem Mia. Sama chcę, aby nam się udało. Byłam zakochana może ze dwa razy, ale jeszcze nie czułam tego, aż tak jak przy Michim. Dodaje mi siły, dzięki niemu wszystkie problemy schodzą na drugi plan. Liczy się tylko i wyłącznie on.
Co byłoby gdyby jednak nam się nie udało?
Znamy się naprawdę długo. Od dzieciństwa. Dorastaliśmy razem. I tak nagle wszystko znika?
Tego boję się najbardziej.

Zakupy mijają nam w świetnym nastroju i dosyć szybko jak na nas. Zdarzało się, że cały boży dzień potrafiłyśmy spędzić w centrum handlowym. Takie są już kobiety.
Wracam do ,,mojego'' domu z wieloma torbami. Obok mnie szybko znajduje się mój przyjaciel. A raczej mój chłopak. Bierze ode mnie torby i zanosi do mojego pokoju. Ja w tym czasie od razu kładę się na kanapie w salonie.
Jestem padnięta.

*Michael*

Budzę się dosyć późno. Mój zegarek wskazuje dwadzieścia minut po dwunastej.
Leniwie wywlekam się z łózka i kieruję się do kuchni. Jestem sam przez dobre parę godzin.
Mia, Sarah i zakupy? Może ich nie być dłużej niż mi się wydaje.
Bez zastanowienia wybieram numer do Stefana.

- Nareszcie! Człowieku! Odzywaj się czasem - Krzyczy z pretensją na powitanie. Dzięki czemu od razu się przebudzam.
- Też miło cię mój najdroższy przyjacielu usłyszeć - Mówię trochę teatralnie.
- I jak tam? Odwaga przybyła? - Milion pytań na sekundę...
- Powiedziałem jej - Oznajmiam, a kąciki moich ust mimowolnie podnoszą się do góry.
- I? - Kolejne pytanie
- Jesteśmy razem - Po wypowiedzeniu tych słów słyszę krzyk.. radości? - Stefan? Jesteś tam?
- Jestem, jestem - Odpowiada - Po prostu się cieszę. Mój najlepszy przyjaciel w końcu ma dziewczynę ! - Krzyczy tak głośno, że odsuwam telefon od ucha na znaczną odległość. - Tylko jak wam nie wyjdzie... Nawet nie pytajcie co zrobię
- Co zrobisz? - Pytam chcąc go trochę dobić
- Zastrzelę was oboje - Mówi bardzo szczerze
- Groźby są karalne - Słyszę tylko śmiech. Jak ja uwielbiam tego człowieka.
- Trzymam za was kciuki, gołąbeczki
- Weź się odwal gołąbeczku - I po raz kolejny słyszę śmiech - Brałeś coś czy co?
- Jadłem żelki. A coś nie tak?
- Śmiejesz się prawie cały czas.
- Już się nawet pośmiać nie mogę - Mówi z lekką pretensją w głosie... Wiem jednak, że w duszy kipi ze śmiechu
- Gdzie masz teraz swoją księżniczkę? - Przez te wszystkie pytania czuję się jak na jakimś przesłuchaniu. Rozmawiamy jeszcze dobrą godzinę. Szczerze?  Brakuje mi tego chłopaka. Może czasem denerwuje, ale to zawsze najlepszy przyjaciel.
Mój dzień wygląda dosyć leniwie. Oglądając telewizję.
Słyszę, jak ktoś wchodzi. Odwracam się w stronę drzwi i widzę moją dziewczynę z niezliczoną liczbą toreb. Szybkim krokiem podchodzę do niej i biorę od niej torebki. Zanoszę je do jej pokoju i schodzę na dół.
Jest zmęczona. Bardzo zmęczona.
Kiedy siadam obok niej od razu zmienia swoją pozycję .
- Musimy porozmawiać. - Mówi patrząc mi w oczy, a ja nie wiem co mam o tym myśleć. Mam się bać?


---------------------------------------------
Czołem!
Po pierwsze - rozdział na początku miał wyglądać inaczej, jednakże moja kochana 
przyjaciółka stwierdziła, że lepiej będzie tak jak jest teraz XD . Sama nie wiem czy wam się to spodoba. Moim zdaniem jest okropny. 
Ale tak na serio. To chyba najgorszy ze wszystkich... 


Po drugie przepraszam, że tak późno. Rozdział miał być dodany już pewien czas temu, jednak poprawiałam całkiem sporo ocen i musiałam się bardzo do tego przyłożyć. Ale opłaciło się ;) ! 
Chciałabym wam podziękować za każdy komentarz. To naprawdę motywuje *-* 
Do następnego :* !
PS. Wszystkim tym, którzy już rozpoczęli ferie życzę udanego wypoczynku! Ja niestety muszę poczekać jeszcze tydzień :(