-Miło jest mi poinformować, że jutro będzie mogła panienka już opuścić szpital- do sali wparował uśmiechnięty lekarz i oznajmił mi tą wiadomość, udawałam radość z tego powodu.
Dlaczego ja tylko udaję?
-Wszystko omówimy dziś po południu. Przyjmowanie leków, jakie dawki i proporcje. Dobrze przyjmowane będą dalej hamować rozwój guza. - dalej tłumaczył mi mój powrót do domu, nic się nie zmienia poza tym, że teraz to ja muszę zająć się przygotowaniem lekarstw.
-Dziękuję i zarazem przepraszam, ale czy mogłabym odpocząć?
-Tak, jak najbardziej. Odpoczynek jest zdecydowanie pani wskazany. -powiedział i wyszedł.
Od razu lepiej.
Może samotność mi szkodzi, ale za lekarzami nie przepadam.
Słabo dziś spałam. Może dlatego, że pewien mężczyzna zadręcza mi myśli.
Roksana wysłuchała mojej historii, ale Gregorowi chyba nic nie powiedziała.
Tak mi się wydaje, bo jeszcze tu nie był.
Chyba powinnam poinformować kogoś, o moim jutrzejszym wyjściu stąd.
Wzięłam do ręki telefon i bez zastanowienia już dzwoniłam do Davida.
To chyba moja pierwsza próba skontaktowania się z kimś przez telefon od początku pobytu w szpitalu.
-Halo? -usłyszałam jego pełen entuzjazmu głos, stęskniłam się za nim.
- Czeeść, mam dla ciebie pewną wiadomość.
- Hmm?- wyczułam u niego ogromne zaciekawienie, wiedziałam, że ta wiadomość go ucieszy.
- Jutro się zobaczymy
- Wypuszczają cię- chyba sam nie wierzył w to co słyszy.
- Dokładnie
-Powiem od razu mamie, jak tylko wróci. Na pewno się ucieszy.
-Odbierzesz mnie?- zadałam to pytanie chodź wiedziałam, że o pozytywną odpowiedź nie mogę liczyć. Szef ojczyma jest niekiedy naprawdę upierdliwy, a i tak dużo pracy zaniedbał przez opiekę nade mną.
- Wiesz skarbie,że nie mogę
- Rozumiem, zobaczymy się w domu.
- Oczywiście. Trzymaj się i do zobaczenia
W takim razie odebrać będzie musiała mnie mama. Może nasze relacje się zmieniły, ale nadal boję się, że może się to wszystko zmienić.
***
Miałam już 17 lat, a nadal nie wiedziałam nic o moim ojcu. Nigdy nawet nie dowiedziałam się jak ma bądź miał na imię.
Zawsze gdy o to pytałam, coś nagle sobie przypominała, lub wychodziła.
Teraz nie mogłam na to pozwolić. Musiałam w końcu się tego dowiedzieć.
Zeszłam na dół, do salonu. Siedziała z Davidem na kanapie.
- Mamo, możemy porozmawiać?
- O czym? - już chyba podejrzewała o co mi chodzi, gdyż ton jej głosu był podniesiony. Jednak wiedziałam, że przyszłam po pełną odpowiedź.
- Chciałabym w końcu usłyszeć prawdę! - teraz to ja podniosłam ton, wiedziałam, że robiąc miła minę zaraz mnie spławi. - Dlaczego nigdy nie poznałam prawdy, a raczej czemu ja nic nie wiem na temat swojego ojca?!
- A czy to takie ważne. -odpowiedziała mi obojętnie. Nic jej nie obchodziło. Traktowała mnie jak nielubianą koleżankę , nie jak córkę. Annę traktowała zupełnie inaczej. Pozwalała jej na wszystko, za na mnie nigdy nie miała czasu.
- Tak i to nawet nie wiesz jak bardzo! - cały czas krzyczałam, byłam strasznie zdenerwowana, ale przyszłam tu tylko w jednym celu. Nie mogę teraz nagle się poddać.
- Chcesz wiedzieć prawdę?! To proszę bardzo. Twój tatulek ma na imię John. I nie był nawet moim chłopakiem, naćpał się i mnie zgwałcił! -wykrzyczała mi prosto w twarz. Nigdy nie sądziłam, że kryje za sobą takie tajemnice - A ty mi tylko o tym przypominasz, bo jesteś tego efektem!- tego zupełnie się nie spodziewałam, popatrzyłam jej prosto w oczy i widziałam w nich ogromną złość.
złość jakiej jeszcze nigdy u niej nie widziałam. Jednocześnie nie wytrzymałam i uciekłam. Wbiegłam prosto do swojego pokoju i wybuchłam płaczem. Nie sądziłam że dowiem sie aż takiej prawdy. Jestem prezentem od znienawidzonej osoby.
Wyjęłam z szafy torbę i automatycznie zaczęłam pakować do niej ubrania. Wzięłam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam.
Przez dłuższą chwilę błąkałam sie bez celu.
Poczułam wibracje. Telefon. Nie chciałam go odbierać, dopóki nie zobaczyłam napisu na wyświetlaczu"Michi".
- Co jest? - uspokoiłam się, ale nadal nie mogłam powstrzymać pojedynczych łez.
- David do mnie dzwonił, podobno uciekłaś.
- Tak, usłyszałam dziś prawdę. Srogą prawdę i nie mogłam tam dłużej zostać.
- Wiesz ze i tak będą cie szukać.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale musze przemyśleć wiele spraw.
- Gdzie zamierzasz się podziać - i tu mnie ma. Nie dawał za wygraną. Miałam chęć sie rozłączyć ale musiałam z kimś porozmawiać.
- Nie mam pojęcia - szczerze odpowiedziałam
- Ehh rodzice wyjechali na tydzień do Niemiec , z chęcią mogę cię przygarnąć.
- Miło z twojej strony. Nie masz nic przeciwko ?
- Nawet nie żartuj. Jesteśmy przyjaciółmi. Czekam
- Dziękuję
I poszłam. Nogi same mnie zaprowadziły.
Zadzwoniłam do drzwi a na ujrzenie w nich postaci nie musiałam długo czekać.
Zaprosił mnie do środka i przytulił. Jego ciepło było mi potrzebne.
- Na razie nic im nie powiem, ale z czasem będziesz musiała wrócić.
- Kilka dni. Musze to wszystko na spokojnie oswoić. - ponownie sie w niego wtuliłam. Taki przyjaciel to mega skarb.
Zawsze jest przy tobie, wspiera kiedy tak naprawdę jeszcze nie zna powodu mojej ucieczki.
Przebrałam sie w luźniejsze ciuchy i zeszłam na dół.
Czekał .
Podał mi gorący kubek herbaty i patrzeliśmy w punkt przed sobą.
W końcu ja przerwałam tą ciszę. Opowiedziałam tu wszystko. Zrozumiał powód. I tym samym znów wybuchłam. Teraz jednak nie byłam sama. Jego bliskość była teraz jak najbardziej potrzebna. Zwykłe bycie.
Mijały dni... David wiele razy próbował się ze mną skontaktować. Nie odbierałam żadnych telefonów. Musiałam w końcu wrócić do siebie. Michi i tak mi dużo pomógł.
Nie dość, że mogłam u niego zostać to jeszcze nie wygadał nikomu prawdy.
Wracam do domu dla Davida i Anny.
- Wracasz już do domu- zapytał z nieciekawą miną Michael.
- Taa, w końcu muszę. Przemyślałam to wszystko i muszę wrócić dla osób które mnie naprawdę kochają, nie mogę ich tak zostawić. - podszedł bliżej
- Jakby coś się działo zawsze przyjmę cię z otwartymi ramionami. -zapewniał mnie tuz przed drzwiami. Przytulił na pożegnanie
- Dziękuję - i wyszłam.
Szłam powolnym krokiem. Nie śmieszyło mi się.
Kiedy skręcałam w naszą uliczkę przeszedł mnie strasz, niepewność czy na pewno dobrze robię. Z każdym krokiem myśli narastały.
Na schodach zauważyłam Anne. Siedziała zamyślona. Wzięłam głęboki oddech i weszłam
- Boże! Wróciłaś- rzuciła mi się wprost na szyję, nie sądziłam, że mój powrót będzie tak wyczekiwany. - dlaczego to zrobiłaś ? - zapytała z wielkim żalem, nie byłam w stanie odpowiedzieć na to pytanie, stałyśmy przytulone do siebie, do momentu otworzenia się drzwi.
David i mama.
Moje oczy już nie wytrzymywały.
Jedna łza, dwie i nagle zrobiła się ich cała masa.
Podeszła do mnie, nie wiedziałam czego się spodziewać
- Przepraszam - jej oczy były napełnione smutkiem. wiedziałam, że wypowiedziane słowa są prawdziwe.
- Rozumiem cię
- Właśnie, że nie rozumiesz. Wypowiedziałam to wszystko w złości, nigdy nie uważałam cię jako błąd. Zawsze byłaś moją ukochaną córeczką, ale nigdy nie umiałam tego okazać - żal widniejący z jej oczach tylko pogłębiał mój smutek.
- Proszę tylko nie płacz. Damy radę, żyjmy dalej - próbowałam jakoś ratować tą sytuację, ale nie wychodziło mi najlepiej.
W końcu odważyłam się i przytuliłam ją.
Rozpłakałyśmy się. Nie mogłyśmy dłużej tego w sobie trzymać.
Od tego momentu starałyśmy się żyć normalnie. Jednak moje serce nadal miało w sobie słowa wypowiedziane tamtego dnia. Ważne, że wszystko sobie wyjaśniłyśmy. W końcu poczułam, że mam mamę. Mogłyśmy rozmawiać bez złośliwych spojrzeć na temat nie znanej prawdy. Tamte słowa nadal bolą, jednak ból z dnia na dzień sie zmniejsza.
***
-Cześć kochanie, nareszcie wracamy do domu- do sali wkroczyła uśmiechnięta od ucha do ucha mama, dobrze znów jest zobaczyć ją uśmiechniętą.
- Mhm,
- Nie cieszysz się?
- To nie zmienia faktu, że nadal jestem chora
- Może faktu to nie zmienia, ale skoro możesz już wracać do domu, choroba trochę ustąpiła.
- Może i tak, za pół godziny ma przyjść lekarz i wszystko powiedzieć mi na ten temat. No i przekazać wypis.
- Będzie dobrze, damy sobie ze wszystkim radę
Czy oby na pewno?
To ja muszę z tym walczyć.
Muszę walczyć i z chorobą, jak i z milionem myśli na temat Michiego. Chyba odezwę się do niego jako pierwsza. Nie zniosę dłużej tej ciszy....
---------------------------------------------------------------
Nareszcie!
Znalazłam czas, i wiele pomysłów.
Rok szkolny ruszył.
Poniedziałki będą katastroficzne we względu na przedmioty :/
Następny rozdział postaram się dodać w następnym tygodniu.
:))
Przepraszam za wszelkie błędy, ale zazwyczaj piszę w pośpiechu i ich nie zauważam :)
Hej :*
OdpowiedzUsuńWybacz, że dopiero teraz, ale miałam dość szalony weekend XD
Tak więc dużo się dowiedzieliśmy z tego rozdziału i strasznie mi się podoba! ♥ Jestem strasznie ciekawa następnego i nie mogę się doczekać! :)
Weny i buziaki ♥ :*
Zaprosiłaś, więc jestem :)
OdpowiedzUsuńCałkiem sympatycznie piszesz, nie ma się naprawdę do czego przyczepić.
No i bohaterowie. Michi i Gregor to połączenie idealne :D
Jestem ciekawa, jak dalej rozwinie się historia.
Dużo weny i buziaki :**
PS. Zapraszam także w wolnej chwili do siebie :)
Podoba mi się,że w teraźniejszość wplatasz historię z przeszłości.Przedszkole,matka,ojciec,ojczym.
OdpowiedzUsuńCiężki temat sobie obraz. Choroba.Brawa za przyjęcie wyzwania.
Bardzo przyjemnie się czyta a i akcja nabiera tempa.
Michael jako przyjaciel (ale chyba coś więcej ;)) I Gregor ♡♡♡♡
Jestem ciekawa jak dalej potoczy się akcja.Co z Michaelem i stosunkami matki Sarah.
Czekam na następny. Weny I buźki :***
P.S Mogłabyś mnie informować? Z góry dzięki ;)
Tak jak obiecałam, jestem!
OdpowiedzUsuńOpowiadanie bardzo ciekawe i również na takie się zapowiada.
Biedna Sarah... Nie dość, że ma nowotwór. To jeszcze, gdy była młodsza dowiedziała się takich rzeczy.
Dlaczego Michael nie chce się z nią spotkać? Dlaczego?
Czekam na kolejny, weny życzę i jeśli byłaby taka możliwość, to proszę, informuj mnie o nowościach na moim blogu w zakładce spam. Z góry dziękuję.
Buziaki. ;*
* Niemczech, a ty, ty niedobra, polonistka by płakała :D
OdpowiedzUsuń* Niemczech, a ty, ty niedobra, polonistka by płakała :D
OdpowiedzUsuń